Padło trochę przedwczesnych obietnic, ale na razie wojskowi nie przygotowują się do wyjazdu na kolejną misję. Zmieniły się warunki polityczne i międzynarodowe, sprawa więc poszła w tryb wyciszenia.
Polski kontyngent w Afganistanie / Dziennik Gazeta Prawna
– Polska przystąpiła do działań, które są teraz tak istotne na południowej flance NATO. Jeżeli chodzi o szczegóły, to będziemy dyskutowali na ten temat. Zwłaszcza że widzimy to w szerokim aspekcie sytuacji, w jakiej znajduje się NATO. Licząc, że zarówno USA, jak i NATO jako całość wesprze Polskę oraz inne kraje flanki wschodniej swoją stałą, trwałą obecnością – zapowiadał minister obrony Antoni Macierewicz w połowie lutego, tuż po spotkaniu ministrów obrony narodowej 28 państw Sojuszu w Brukseli.
Kilka dni później więcej powiedział Paweł Soloch, szef Biura Bezpieczeństwa Narodowego, który w radiowej Trójce stwierdził, „że jesteśmy gotowi uczestniczyć w patrolach monitorujących i zgłosiliśmy cztery nasze samoloty”. BBN jest bezpośrednim zapleczem prezydenta Andrzeja Dudy.
Już wtedy pojawiły się głosy ekspertów mówiące o tym, że możemy się narażać na odwet ze strony Państwa Islamskiego i trzeba pamiętać, że „jeśli my idziemy na wojnę z PI, to PI idzie na wojnę z nami”. Tak o Syrii wypowiadał się w radiu RMF FM dr Wojciech Szewko, ekspert Narodowego Centrum Studiów Strategicznych ds. Bliskiego Wschodu. – Jest to kraj, w którym trwa wojna, i kraj, w którym jeszcze dodatkowo mamy do czynienia z incydentami takimi jak zestrzelenie rosyjskiego samolotu. W związku z tym to nie znaczy, że te samoloty nie mogą być tam zestrzelone przez jedną bądź też drugą stronę, to po pierwsze. Po drugie tam trwa wojna, to nie jest misja stabilizacyjna. Polscy żołnierze w ramach Organizacji Narodów Zjednoczonych brali bardzo często udział w misjach pokojowych, stabilizacyjnych, policyjnych. Natomiast to misją stabilizacyjną na pewno jeszcze nie jest. To jest wysłanie samolotów, które nie będą uzbrojone czy nie będą bombardować, ale są to samoloty wojskowe. W miejscu, gdzie trwa okrutna i wcale niekończąca się wojna – wyjaśniał specjalista i dodatkowo stwierdził, że „o ile w ogóle stały za tym gestem – moim zdaniem ryzykownym i raczej pochopnym – jakiekolwiek racje, to zakładam, że te racje polegają na tym, że to Polska pokazuje, że jest rzeczywiście zaangażowanym sojusznikiem Stanów Zjednoczonych, bo NATO nie jest tam zaangażowane. Pamiętajmy – w Syrii to nie jest zaangażowanie NATO, tylko tam jest zaangażowanie poszczególnych państw”.
Z kolei Bartłomiej Misiewicz, rzecznik prasowy MON i zarazem szef gabinetu politycznego ministra obrony, już wtedy studził nieco nastroje. – W następstwie rozmowy ministra Macierewicza z sekretarzem obrony USA w Brukseli trwają analizy możliwości zaangażowania i ewentualnie jego formy w działania koalicji przeciw Państwu Islamskiemu. Jednak ewentualne zaangażowanie Polski będzie mogło dotyczyć tylko aspektów szkoleniowych, np. policji chrześcijańskiej. Nie ma mowy o zaangażowaniu bojowym – wysyłaniu żołnierzy do walki. Szczegóły będą ustalone najprawdopodobniej w najbliższych tygodniach – informował urzędnik.
To wszystko działo się prawie dwa miesiące temu. Co się zmieniło od tego czasu? – Trwają rozmowy MON z naszymi sojusznikami, ale są one na bardzo wstępnym etapie – poinformował nas Bartłomiej Misiewicz. Sprawdziliśmy także, czy może były prowadzone są jakieś rozmowy bezpośrednio z NATO. – Sojusz nie jest częścią międzynarodowej koalicji przeciw Państwu Islamskiego, ale wszystkie 28 krajów jest częścią koalicji. Proszę rozmawiać z przedstawicielami polskiego rządu lub USA, które są liderem koalicji – poinformowano nas w kwaterze głównej Sojuszu.
Z informacji z Polski wynika z kolei, że jeśli chodzi o samoloty wielozadaniowe F-16, to nie zostały podjęte kroki, by je przygotować do udziału w misji nad Syrią. Choć taka procedura nie trwa długo (by kontyngent był gotowy do wylotu na dłuższą misję, potrzeba tygodnia – dwóch), to najwyraźniej temat wydaje się umierać śmiercią przez... wyciszenie. Sprawę oficjalnie prowadzi Ministerstwo Obrony Narodowej, negocjacje nadzoruje wiceminister Tomasz Szatkowski. Ministerstwo Spraw Zagranicznych nie ma w tej materii w zasadzie nic do powiedzenia. – Ze względu na częściowe zawieszenie broni w Syrii i zmianę sytuacji różne plany mogły się zmienić – ocenia były wicepremier i minister obrony Tomasz Siemoniak. – Amerykanom zawsze bardziej zależało na naszym udziale w misji w Afganistanie. O ile nasze zaangażowanie można rozważać, to na pewno przedwczesne wypowiedzi ministra Macierewicza w tej sprawie narobiły zamieszania – ocenia polityk.
Obecnie wciąż najważniejszą i najbardziej niebezpieczną misją zagraniczną polskiego wojska są działania w Afganistanie, gdzie znajduje się około 200 wojskowych.