W kraju, którego gospodarka jeszcze do niedawna była niemal całkowicie znacjonalizona, dziś pracuje na własny rachunek od 20 proc. do nawet 40 proc. obywateli. A dzięki Amerykanom będzie ich jeszcze więcej. Historyczna wizyta Baracka Obamy na Kubie nie będzie początkiem przemian gospodarczych na wyspie, bo te trwają już od kilku lat. Ale zapewne mocno je przyspieszy, na czym zyskają obie strony.
Sceptycy obawiają się, że wizyta Obamy na Kubie zostanie wykorzystana do celów propagandowych i jej głównym efektem będzie tylko wzmocnienie reżimu / Dziennik Gazeta Prawna
To, że podczas trzydniowego pobytu amerykańskiego prezydenta większa uwaga jest położona na kwestie gospodarcze niż polityczne, budzi pewne kontrowersje, szczególnie w sytuacji, gdy na kilka godzin przed jego przylotem aresztowano kilkudziesięciu opozycjonistów. Według korespondenta RMF zatrzymano też – i to w brutalny sposób – jednego z niezależnych dziennikarzy, który nie uczestniczył w proteście.
To budzi obawy sceptyków, że wizyta Obamy zostanie wykorzystana do celów propagandowych, a jej głównym efektem będzie wzmocnienie kubańskiego reżimu. Amerykańska administracja jest jednak przekonana, że skoro dziesięciolecia izolowania Kuby nie przyniosły żadnych rezultatów – poza zubożeniem zwykłych Kubańczyków – lepszym pomysłem jest zachęcenie wyspy do większego otwarcia gospodarczego na świat, czego późniejszą konsekwencją mogą zapewne być jakieś zmiany polityczne. Szczególnie że Kuba – pozbawiona pomocy finansowej z bankrutującej Wenezueli – musi liberalizować gospodarkę.
Przemiany, które zostały wprowadzone na wyspie po tym, kiedy władzę przejął w 2008 r. mniej charyzmatyczny i bardziej pragmatyczny od Fidela Raúl Castro, są raczej powolną ewolucją, ale i tak dzięki nim Kuba mocno odeszła od rewolucyjnych ideałów. Biorąc pod uwagę, że na Kubie jeszcze przed ćwierćwieczem cała gospodarka była w rękach państwa, a dziś w sektorze prywatnym zarabia według różnych szacunków od 20 proc. do nawet 40 proc. ludności, już można mówić o rewolucji. Pierwsze poluzowanie systemu nastąpiło na początku lat 90., gdy skończyła się pomoc sowiecka, ale ta liberalizacja była tylko czasowa, głębsze zmiany nastąpiły dopiero za czasów Raúla, zwłaszcza od 2011 r.
Na Kubie trwa wręcz boom związany z rozwojem drobnej przedsiębiorczości, przy czym nie chodzi tylko o dodatkowy dochód uzyskiwany np. z wynajmu pokojów zagranicznym turystom. Ludzie rezygnują z państwowych posad i robią to samo co do tej pory, tylko na własny rachunek, albo wręcz szukają zupełnie nowych możliwości. Taka działalność gospodarcza bywa dość karkołomna, bo nie mogąc oficjalnie sprowadzać potrzebnych rzeczy, właściciele małych firm często przywożą je z zagranicy w walizkach lub proszą znajomych o przysłanie tego pocztą, ale okazuje się, że duch przedsiębiorczości ma się na Kubie nie gorzej niż w Polsce na przełomie lat 80. i 90.
Nawet jeśli amerykańskie embargo handlowe nie zostanie zniesione w najbliższym czasie – do czego potrzebna jest zgoda Kongresu – to i tak wizyta Obamy otworzy Kubańczykom wiele nowych możliwości. W niedzielę, pierwszym dniu wizyty, sieć hotelowa Starwood podpisała umowę na renowację i prowadzenie trzech hoteli w Hawanie (to pierwsza umowa amerykańskiej firmy na Kubie od 1959 r.). Jej śladem pójdą zaraz inne firmy z branży, bo Kubę lada chwila czeka boom turystyczny. Władze obu krajów uzgodniły przywrócenie bezpośrednich lotów komercyjnych w liczbie 110 samolotów dziennie. Przy dość skromnych szacunkach oznacza to rocznie co najmniej 3 mln amerykańskich turystów, którzy będą mieszkać w hotelach, wynajmować pokoje, chodzić do restauracji, a to z kolei będzie jeszcze bardziej skłaniać Kubańczyków do podejmowania własnej działalności.
Kluczowa dla przyszłości jest jednak sprawa sankcji. Jak się szacuje, kosztują one amerykańską gospodarkę 1,2 mld dolarów rocznie. Firma konsultingowa J. Walter Intelligence wyliczyła, że gdyby je znieść, handel między obydwoma krajami mógłby sięgnąć nawet 13 mld dolarów rocznie. Przy czym nie jest tak, że jedyne, co Kuba ma do zaoferowania, to turystyka, rum i cygara. Państwo ma dobrze wykształconą populację, szczególnie na kierunkach technicznych oraz medycznych. Na wejście na rynek amerykański liczą np. tamtejsi producenci leków.
Równolegle zmienia się stosunek Amerykanów do embarga. Według badania Pew Research Center, które przeprowadzono, gdy latem zeszłego roku przywracano ambasady, za jego zniesieniem było 72 proc. Amerykanów, w tym także 55 proc. zwolenników republikanów. Po wizycie Obamy ten odsetek raczej jeszcze wzrośnie.