Przywódca holenderskiej antyimigranckiej Partii na rzecz Wolności (PVV) Geert Wilders zjawił się w piątek na wstępnym przesłuchaniu w sądzie w Amsterdamie. Prokuratura oskarża go o mowę nienawiści i dyskryminację marokańskiej mniejszości.

Pięć lat temu Wilders został uniewinniony za antyislamskie wypowiedzi.

Powodem najnowszego procesu, którego początek zaplanowano na 31 października, są komentarze Wildersa wygłaszane pod adresem Marokańczyków podczas wystąpienia w Hadze po wyborach lokalnych w 2014 roku. Było ono transmitowane na cały kraj i wywołało liczne protesty, a na policję wpłynęło prawie 6,5 tys. zażaleń. Oburzenie wywołało pytanie Wildersa do zwolenników: czy chcecie w swoim mieście mniej czy więcej Marokańczyków. Na odpowiedź "mniej" zapewnił: "zajmiemy się tym". Ponadto w jednym z wywiadów telewizyjnych mówił o "marokańskich szumowinach".

W piątek w sądzie Wilders żartował z dziennikarzami i w spokoju wysłuchał prokuratorów, którzy odczytywali zarzuty. Deputowany utrzymuje, że są one motywowane politycznie i że miał prawo wygłaszać swe komentarze, gdyż w kraju panuje wolność słowa.

Prokurator Wouter Bos podkreślał, że "wolność słowa nie ma charakteru absolutnego, wiąże się z obowiązkami" i odpowiedzialnością, by "nie podburzać przeciwko sobie różnych grup".

"Rasizm i nienawiść wobec obcokrajowców stanowią bezpośrednie naruszenie zasad wolności, demokracji i rządów prawa" - dodał.

Wilders nie przyznaje się do winy. Jego istniejąca od 10 lat partia prowadzi w sondażach popularności, ale nigdy nie była u władzy.

"Nikt mnie nie uciszy, nawet w sprawie Marokańczyków" - napisał w ub. tygodniu na Twitterze, dodając, że nie boi ani "gróźb terrorystów ani sędziego".

Wilders jest ochraniany przez policję, od kiedy w 2004 roku zamordowany został filmowiec Theo van Gogh, która w swych filmach krytykował islam.

Poprzedni proces Wildersa rozpoczął się w 2010 roku. Prokuratura zarzucała mu początkowo, że w przemówieniach i wywiadach domagał się zakazania Koranu, nazywając tę świętą księgę islamu "faszystowską" i przyrównując ją do "Mein Kampf" Adolfa Hitlera. Apelował też o odebranie holenderskiego obywatelstwa "marokańskim przestępcom" i deportowanie ich.

Potem jednak prokuratura zmieniła zdanie i zwróciła się do sądu o oddalenie zarzutów, argumentując, że według niej wypowiedzi polityka były skierowane przeciwko islamowi jako ideologii, a nie pojedynczym muzułmanom.

"Tym razem jest inaczej" - powiedziała rzeczniczka prokuratury Ilse de Heer.

Wilders został oskarżony o dyskryminację i podżeganie do nienawiści wobec Marokańczyków, którzy stanowią 2 proc. mieszkańców Holandii.

Jeśli zostanie uznany za winnego, może trafić nawet na rok do więzienia i zapłacić grzywnę w wysokości 7,4 tys. euro.

Lider PVV twierdzi, że nie ma pretensji do imigrantów, którzy przestrzegają holenderskich przepisów i zwyczajów. Podkreśla, że nigdy nie opowiadał się za przemocą.

Przed sądem w piątek zebrała się niewielka grupa zwolenników Wildersa. Jeden miał na sobie koszulkę z napisem: "Wilders na prezydenta". Agencja AP przypomina, że w Holandii, która jest monarchią konstytucyjną, nie ma tego stanowiska.