Wicepremier, minister rozwoju Mateusz Morawiecki apeluje o szerszą lustrację. To reakcja na ujawnienie przez IPN istnienia dokumentów wskazujących na współpracę Lecha Wałęsy ze Służbą Bezpieczeństwa. Odnaleziono je we wtorek w domu ministra spraw wewnętrznych w czasach PRL Czesława Kiszczaka.

Mateusz Morawiecki mówił w radiowej Trójce, że najlepszym rozwiązaniem tej sprawy byłaby lustracja. Obecnie obowiązująca jest dla niego "ułomna i cząstkowa". "Uważam, że w dużo większym stopniu powinniśmy zwrócić uwagę na całościowe podejście do problemu, bo jeżeli w jakiejś szafie znajduje się ileś teczek, w których mogą być nazwiska osób z salonów politycznych, to trzeba wyjaśnić czy w jakiejkolwiek innej szafie nie znajdują się inne teczki, i lepiej to wszystko upublicznić" - mówił wicepremier.

Mateusz Morawiecki żartował, że sprawa teczek "przykryła" jego plan gospodarczy. Nazwał to zemstą zza grobu generała Czesława Kiszczaka: "W tym samym dniu, kiedy ja ogłaszałem (...) Plan Odpowiedzialnego Rozwoju, to Kiszczak przykrył swoimi teczkami Plan Odpowiedzialnego Rozwoju"

Wczoraj prezes IPN Łukasz Kamiński poinformował, że wśród papierów znalezionych w domu wdowy po Czesławie Kiszczaku znalazły się między innymi odręcznie napisane zobowiązanie do współpracy z SB, podpisane nazwiskiem Lecha Wałęsy i odręczne, podpisane pseudonimem „Bolek”, pokwitowania odbioru pieniędzy.

Lech Wałęsa napisał na swoim mikroblogu, że nie współpracował z SB i nigdy nie brał od komunistycznych służb pieniędzy. Dodał, że w grudniu 1970 roku "nie został złamany". "(...)nie współpracowałem z SB , nigdy nie brałem pieniędzy, żadnego ustnego , ani na piśmie nie złożyłem donosu" - napisał. Lech Wałęsa dodał, że popełnił błąd, "ale nie taki".