IPN zapowiada, że dokumentacja, zabezpieczona w domu wdowy po Czesławie Kiszczaku, zostanie upubliczniona. Na konferencji prasowej prezes Instytutu Łukasz Kamiński poinformował, że znaleziono wczoraj rękopisy, maszynopisy i fotografie, w sumie sześć pakietów. Zapieczętowano je i przewieziono prosto do siedziby IPN.

Łukasz Kamiński powiedział, że czynności w domu Kiszczaków przeprowadzono w ramach śledztwa wszczętego w ubiegłym roku w sprawie ukrycia dokumentów podlegających IPN-owi przez osobą nieuprawnioną. Materiały bada dziś grupa prokuratorów IPN wraz ze specjalistami archiwistami. Przede wszystkim badana jest ich autentyczność. Nie wiadomo, czy zawierają materiały, dotyczące kontaktów SB z tajnym współpracownikiem pseudonim "Bolek".

O takim dokumencie informował już wczoraj szef IPN Łukasz Kamiński. Według niego, wdowa po generale Kiszczaku chciała odsprzedać Instytutowi dokumenty, które powinny już wcześniej być przekazane do jego zasobów. Przedstawiła zapisaną obustronnie kartkę papieru zatytułowaną "Informacja opracowana ze słów TW Bolek z odbytego spotkania w dniu 16 listopada 1974 roku".

IPN twierdzi, że wdowa po szefie komunistycznych służb bezpieczeństwa za materiały SB zgromadzone przez Czesława Kiszczaka chciała otrzymać 90 tysięcy złotych. Rzeczniczka IPN Agnieszka Sopińska - Jaremczak mówiła dziś dziennikarzom, że Maria Kiszczak pojawiła się w Instytucie na przełomie stycznia i lutego i chciała spotkać się z prezesem IPN. Do rozmowy doszło kilkanaście dni później w większym gronie. Wtedy też pokazała kartkę, która ma być informacją ze spotkania z tajnym współpracownikiem SB pseudonim Bolek z listopada 1974 roku. O sprawie został powiadomiony naczelnik oddziałowej Komisji Ścigania Zbrodni Przeciwko Narodowi Polskiemu w Warszawie.

W związku z propozycją wdowy po szefie komunistycznych służb bezpieczeństwa wczoraj prokurator IPN w asyście policji wszedł do mieszkania Czesława Kiszczaka, by- jak poinformowano- "zabezpieczyć dokumenty podlegające przekazaniu do Instytutowi".

Według europosła Jarosława Wałęsy dokumenty generała Czesława Kiszczaka nie mają żadnej wartości. Według części historyków, tajnym współpracownikiem Służby Bezpieczeństwa o pseudonimie "Bolek" w czasach PRL miał być przywódca "Solidarności". On sam od wielu lat odrzuca te oskarżenia.

Syn byłego prezydenta uważa, że nie należy przywiązywać do dokumentów Kiszczaka żadnej wagi. "Sam fakt ich odnalezienia o niczym nie świadczy, ponieważ wartość tych dokumentów jest zerowa, wszyscy wiemy o tym, że generał Kiszczak w latach 80-tych manipulował dokumentami przeciwko opozycji" - powiedział europoseł dziennikarzom w Brukseli.

Historyk, profesor Antoni Dudek, gość PR24, mówił, że jeśli w zbiorze Kiszczaka są dokumenty dotyczące TW "Bolka", to mogą one wzbogacić wiedzę o tej postaci. Jak uważa historyk, sprawa TW Bolka została zasadniczo wyjaśniona przez pracę Sławomira Cenckiewicza i Piotra Gontarczyka "SB a Lech Wałęsa", opublikowaną przez IPN. "Od tego czasu niewiele jest do dodania, kolejne dokumenty mogą jednak uzupełnić te informacje" - dodał prof. Dudek. Jego zdaniem, dokumenty odnalezione u Kiszczaka mogą potwierdzić fakt, że tajnym współpracownikiem o pseudonimie "Bolek" był Lech Wałęsa.

Profesor Dudek zwraca również uwagę, że w prywatnych archiwum może być jeszcze bardzo wiele dokumentów dotyczących czasów PRL - u i działalności bezpieki. W 1993 roku Urząd Ochrony Państwa przejął dokumenty, dotyczące wielu działaczy gdańskiej opozycji, między innymi Lecha Wałęsy i Bogdana Borusewicza. Nigdy nie trafiły one do IPN - zauważa naukowiec.

Senator PO Jan Rulewski nie jest zaskoczony odnalezionymi w domu Czesława Kiszczaka dokumentami SB. Były opozycjonista przyznał, że zdziwiło go, u kogo były te materiały. Rulewski powiedział, że od lat wiadomo, iż Lech Wałęsa - jako człowiek obarczony rodziną, środowiskiem - był poddawany presji PSL-owskich służb. Polityk dodał, że były prezydent nie wypierał się tego. Zdaniem senatora, należy zaczekać z komentarzami i oceną znaleziska do czasu jego zbadania przez historyków.

Jan Rulewski odnosił się też do informacj, że wdowa po generale chciała dostać 90 tysięcy złotych za dokumenty, które przechowywał jej zmarły w listopadzie ubiegłego roku mąż. Generał Kiszczak nie ukrywał, że wszystko jest towarem - powiedział Rulewski.

Na razie nie wiadomo, jaka jest treść dokumentów, zajętych u wdowy po Czesławie Kiszczaku.