Donald Trump, mimo porażki w Iowa, zachowuje poważne szanse na sukces wśród republikanów. Zwolenników Trumpa zapytano, czego się po nim spodziewają. Najczęściej padała odpowiedź: fundamentalnej zmiany. Kiedy zaś próbowano się dowiedzieć, na czym miałaby ona polegać, odpowiedzi stawały się mętne. Jakiej zmiany można oczekiwać po prymitywnym miliarderze, który wykrzykuje agresywne i idiotyczne hasła? Jednak amerykańscy komentatorzy, którzy przewidują ostateczne zwycięstwo Hillary Clinton, zwracają uwagę, że jej podstawowym mankamentem jest uznanie obywateli, że będzie ona prezydentem kontynuacji, a nie zmiany.
Marcin Król / DGP / Wojciech Górski
Opinia
Czy już cały świat zachodni powariował i chce „dobrej zmiany”? Moglibyśmy przekazać nasze świeże, przygnębiające doświadczenia, ale nie warto się starać, bo wiadomo, że dobrych rad nikt nie słucha. Skąd zatem wzięła się ta mania zmiany? Można udzielić najprostszej odpowiedzi, że to wszystko z nudów. Za dobrze jest ludziom w świecie zachodnim i dlatego chcieliby rozrywki w postaci zmiany na jeszcze lepsze. Uwaga ta odnosi się także do Polski. Jednak ta obserwacja nie całkiem nas satysfakcjonuje. Przytacza się zatem inne powody niezadowolenia, jak imigranci, brak perspektyw, upadek klasy średniej czy skostnienie ustroju demokratycznego. Wszystko to racja, jednak jeżeli szanujemy roztropność sporej części obywateli, to jak pojąć żywioną przez nich ideę zmiany, która nie wiadomo dlaczego i na jakiej zasadzie miałaby doprowadzić do tego, że będzie zdecydowanie lepiej?
Zgadzając się z obserwacjami dotyczącymi motywów chęci zmiany, uzupełniłbym je o jeszcze jeden, rzadko rozważany. Obecny postulat zmiany fundamentalnej, i to zmiany nie wiadomo, w jaką stronę i po co, stanowi zastępstwo do niedawna powszechnie występujących ideologii czy choćby wizji przyszłości. Nie tyle politycy mają dostarczyć obywatelom wizję, ile obywatele jej oczekują. Nie jest to z ich strony nierozumne, gdyż skoro mają głosować, to chcą wiedzieć, między czym a czym dokonują wyboru. A ponieważ dominująca tendencja do utrzymania status quo z niewielkimi poprawkami nie dopuszcza formułowania dalekosiężnych i ideowych propozycji, ważną rolę zaczynają odgrywać ci, którzy nie mają tak rozbudowanej propozycji, ale mają pomysł – zmianę.
Domniemane błogosławione konsekwencje takiej zmiany są jednak mikroskopijne. Łatwiej, jak wiemy nie tylko z Polski, dokonać zmian instytucjonalnych niż zmiany w życiu społecznym. Rozdmuchany program 500+, generalnie zapewne słuszny, to działanie nie tyle w kierunku zmiany, ile populizmu. Zmiana, gdybyśmy mieli się za nią opowiadać, powinna mieć charakter strukturalny, a nie ograniczyć się do fragmentów życia publicznego. Podobnie w USA, gdzie problem imigrantów z Ameryki Łacińskiej jest poważny i nie da się go rozwiązać za pomocą zakazów i nakazów.
Czy polityków nie stać na projekty ideowe? Mimo niskiej oceny współczesnej światowej klasy politycznej tak nie jest. Mimo zagrożeń 70 lat po wojnie świat zachodni wciąż czuje się nieźle i odmawia korekty wartości, jakimi się powoduje. Można sądzić, że nikt już nie wie dokładnie, o jakie wartości chodzi czy może o jaką ich wykładnię. Wolność w czasach migracji? Równość w czasach rosnącej nierówności? Solidarność w czasach spadku zaufania publicznego? Więc kiedy politycy złotego środka milczą, zwolennicy zmiany idą do przodu. Niestety nie wiemy, jaka to będzie zmiana, o ile w ogóle nastąpi.