W dziesiątce najpopularniejszych polskich kanałów na YT cztery to rap. „Budzę się rano w albańskim raju, choć niektórym kończy już się tutaj film. W kącie stoi baba z harmonią i dwie Rumunki, co się nawzajem kroją” – i na tym cytat z najpopularniejszego kawałka grupy Gang Albanii zakończymy, bo reszta się nie nadaje do druku.
Z ponad 27 mln odsłon piosenka jest jednym z największych hitów 2015 r. w polskim YT. Były nagrania z większymi widowniami, ale to właśnie Gang Albanii z kontrowersyjnym frontmanem Popkiem wypuścił tak dużo hitów, że stoi za świetnym wynikiem swego wydawcy Step Records.
Kanał tej do niedawna niewielkiej wytwórni z Opola, jak wyliczyła firma Sotrender, przekroczył już miliard odsłon. – Jako pierwszy w Polsce. W porównaniu z rynkiem światowym, gdzie pojedyncze nagrania największych gwiazd osiągają już takie wyniki, nie jest to oszałamiający sukces, ale nasz rynek jest sporo mniejszy – mówi Michał Wieczorek, analityk z Sotrendera.
Z podsumowania polskiego YT za ubiegły rok wynika, że staje się on coraz ważniejszy dla muzyków. W pierwszej 10. najpopularniejszych kanałów pięć należy do wytwórni muzycznych, w tym cztery do hip-hopowych. Po Step Records na drugim miejscu jest Prosto TV (ponad 900 mln odsłon), którego twórcą i twarzą jest Wojciech „Sokół” Sosnowski, na czwartym jest UrbanRecTv (Donatan), a na dziewiątym MaxFloRec – TworzyMy (należy do wydawnictwa założonego przez Sebastiana „Rahima” Salberta, niegdyś członka grupy Paktofonika).
Tu nie jest potrzebna promowana przez posła Piotra Liroya-Marca ustawa, która stacjom radiowym ma nakazać, by połowa puszczanej muzyki była polska. – Polski hip-hop świetnie sobie daje radę na YouTube. To zasługa ciężkiej pracy hip-hopowców, którzy od 20 lat tworzą własny obieg i kanały dotarcia do fanów. I coraz lepiej na tym zarabiają – tłumaczy Wieczorek.
Kanały, które mają sporą oglądalność, w ramach programu partnerskiego dostają od YT procent z reklam emitowanych przy ich nagraniach. No i od 2011 r. YT ma podpisaną z ZAiKS umowę i dostaje tantiemy za nadawanie muzyki.
– W przypadku radia ZAiKS jest przymusowym pośrednikiem. W umowach z rozgłośniami reprezentuje twórców, którzy powierzyli mu swoje autorskie prawa majątkowe i tych, którzy nie mają umowy z ZAiKS – tłumaczy prawniczka Aleksandra Sewerynik, autorka bloga PrawoMuzyki.pl. – Tantiemy są rozdzielane zgodnie z wykazami utworów przesyłanymi przez rozgłośnie i wypłacane autorom lub czekają na kontach ZAiKS na zgłoszenie się uprawnionych. Jeśli zaś chodzi o YT, to wygląda to tak, że tantiemy z ZAiKS otrzymują tylko autorzy, którzy podpisali umowę z ZAiKS i jednocześnie zostali przez YT zakwalifikowani do programu partnerskiego. Zatem różnica jest taka, że z nadań radiowych tantiemy otrzymują wszyscy autorzy, a z YouTube tylko ci, którzy podpisali umowę z ZAiKS – dodaje prawniczka.
Efekt jest taki, że im więcej odtworzeń na YouTube, tym opłata z tego serwisu jest większa i też większe szanse na tantiemy. To szczególnie korzystna sytuacja dla muzyków niemających szans na przebicie z przebojami do radia lub na miliony odtworzeń na YouTube. Zebrani wspólnie w jeden kanał – tak jak to robią kanały hip-hopowe – mogą zarobić całkiem sporo.
I dlatego też na występowaniu właśnie na YT szczególnie im zależy. Głośnym echem odbił się choćby proces znanego rapera Ryszarda „Pei” Andrzejewskiego, który pozwał stację EskaTV za to, że bez zgody rapera zaczęła pokazywać jego nowy teledysk. Dla stacji była to promocja muzyki, dla twórcy – kradzież utworu.
– To był świadomy zamysł, by promować się tylko w internecie, przede wszystkim na naszym kanale na YouTube. Nie chciałem, by zarówno „Evergreen”, jak i cała płyta nie były promowane w stacjach radiowych ani telewizyjnych – by nie być kojarzonym z żadnym konkretnym tytułem, tylko bezpośrednio dotrzeć do fanów – tłumaczył nam Peja przyczyny wytoczenia procesu stacji telewizyjnej. Proces jeszcze się nie zakończył.
– Polski rap miał kilka lat temu taki mały romans z tradycyjnymi, mainstreamowymi mediami, ale skończyło się obrzuceniem epitetami o sprzedawaniu się. Dziś więc już nie garną się do telewizji czy stacji radiowych. Niby dawałoby to im jednorazowo większą moc rażenia, ale w sieci mogą się promować skuteczniej i, co bardzo ważne, równolegle zarabiać – podsumowuje Wieczorek.