W powszechnej opinii wynik szczytu klimatycznego COP21 w Paryżu jest olbrzymim sukcesem. Myśląc w ogólnych kategoriach, należy się z tym z całą mocą zgodzić. Prawie 200 krajów jednoznacznie dało wyraz przekonaniu, że wszyscy jesteśmy dzisiaj obywatelami świata i powinniśmy czuć się odpowiedzialni za jego losy.
Dobrze, że do powszechnej świadomości dociera to, iż w zglobalizowanym społeczeństwie poczucie wyłącznie lokalnej tożsamości nie jest w stanie zapewnić skutecznego stawiania czoła narastającym wyzwaniom.
Ciągle nie mamy całkowitej pewności co do rzeczywistego wpływu generowanej przez człowieka emisji gazów cieplarnianych na obserwowany wzrost temperatur. Niezależnie od tego fakty domagające się zdecydowanych działań są niezaprzeczalne – zmiany klimatu już dzisiaj wpływają na życie wielu mieszkańców Ziemi. Obserwujemy ekstremalne zjawiska pogodowe nawiedzające nas w coraz krótszych odstępach czasu.
Kłopoty odczuwają bynajmniej nie tylko państwa położone w rejonach równikowych. W Kalifornii od lat narasta ekstremalna susza, stanowiąca realne zagrożenie dla tamtejszych farmerów. Susze powodują pożary – tylko w tym roku spłonęło tam ponad 700 km kw. lasu. Zagrożona, choć w inny sposób, jest Europa. Rosnąca koncentracja dwutlenku węgla w atmosferze powoduje wzrost temperatury powietrza, co z kolei wywołuje ulewne deszcze nad naszym kontynentem. Zahamowanie wzrostu temperatury miałoby oczywiście kolosalne znaczenie dla wielu oceanicznych wysp, którym przy stałym wzroście poziomu morza grozi dzisiaj całkowite zalanie.
Nie mniej dramatyczne są konsekwencje pustynnienia wielkich obszarów równikowych. Proces ten powoduje stały wzrost liczby uchodźców z terenów zajętych przez pustynię, co bywa określane mianem migracji klimatycznej. Już dzisiaj jest to według szacunków 20 mln ludzi, a przy założeniu podobnego tempa globalnego ocieplenia w ciągu najbliższych trzech dekad tego typu uchodźców będzie dziesięciokrotnie więcej. Wtedy dzisiejsze problemy migracyjne mogą wydać się nam zupełną błahostką.
Porozumienie zawarte w Paryżu jest więc początkiem długiej drogi, na której już dzisiaj widać piętrzące się kłopoty. Politycy wprawdzie powiedzieli nam w Paryżu, co powinniśmy zrobić, ale w istocie nie powiedzieli nam, jak tego dokonać. Głównym celem podpisanego 31-stronicowego dokumentu jest ograniczenie do końca obecnego wieku wzrostu temperatury na świecie względem 1900 r. do maksimum 2 stopni Celsjusza z sugestią działań na rzecz obniżenia tego limitu. To słabe żądanie – owe dwa stopnie to bardziej postulat polityczny niż ściśle naukowy. Wielkość tę zaproponował 40 lat temu pewien amerykański ekonomista, niedysponujący w tamtym czasie żadnymi twardymi danymi naukowymi. Od tego czasu przeprowadzono wiele badań dobitnie wskazujących na zachodzące zmiany, przywołując przewidywany dwustopniowy wzrost temperatury jako dobrze oddający potrzebę wspólnych, globalnych działań. W obliczu niekwestionowanych już prawie przez nikogo, dobrze udokumentowanych faktów użyty wskaźnik jest więc pewnym symbolicznym wyrazem naszej troski o przyszłość świata, mającym mobilizować społeczeństwa wszystkich krajów do podejmowania wysiłków na rzecz ograniczania emisji.
Podpisane porozumienie postuluje ustanowienie mechanizmu dobrowolnej współpracy między poszczególnymi krajami w celu pogodzenia ich wysiłków na rzecz wzrostu gospodarczego z kosztami ograniczania emisji. Szczegóły tego postulatu nie zostały jeszcze ujawnione. Elementem tego działania będzie jednak z pewnością podjęta już decyzja zobowiązująca państwa rozwinięte do udzielania pomocy krajom rozwijającym się poprzez utworzenie specjalnego budżetu w wysokości 100 mld dolarów rocznie. Realizacja tej decyzji przez rządy bogatych państw będzie niebawem czytelnym sprawdzianem szczerości przyjętych postanowień.
U politycznych podstaw ustaleń paryskich, podpisanych przez wszystkie 195 państw uczestniczących w szczycie, było zaakceptowanie konieczności pozostawienia poszczególnym krajom swobody w określaniu sposobu ograniczania emisji. Takie bardziej konkretne zobowiązania podpisało w Paryżu 188 państw. Realizacja tych zobowiązań ma być weryfikowana co pięć lat, przy czym dopuszcza się potrzebę stopniowego zaostrzania wymogów. To ważne, bowiem według ekspertów działania prowadzone zgodnie z deklaracjami paryskimi i tak doprowadziłyby pod koniec wieku do wzrostu temperatury o 2,7 stopnia Celsjusza, czyli istotnie więcej, niż uznano za dopuszczalną wartość graniczną. Na pociechę przypomnijmy, że przy braku jakichkolwiek działań temperatura miałaby wzrosnąć aż o 4,5 stopnia Celsjusza.
Dla nas ważne jest oczywiście pytanie, co z paktu paryskiego wynika dla Polski. Przy wszystkich kłopotach z jego realizacją widać także znaczące korzyści. Wiążą się one z ograniczeniem wysokich, wielomiliardowych strat ponoszonych przez nasz kraj w wyniku niekorzystnych zdarzeń klimatycznych czy z oszczędnościami związanymi z obniżeniem energochłonności polskiej gospodarki. Poprawa jakości powietrza miałaby także bardzo znaczący wpływ na nasz stan zdrowia. Sytuację Polski rozpatrywać należy w ścisłym powiązaniu z ważnymi unijnymi dokumentami, w tym z przyjętą 15 lipca tego roku strategią pt. „Unia energetyczna”.
Dokument ten buduje przyszłość sektora energetyki wokół pięciu powiązanych ze sobą myśli przewodnich zdefiniowanych jako bezpieczeństwo energetyczne, w pełni zintegrowany europejski rynek energii, efektywność energetyczna, dekarbonizacja gospodarki, badania i innowacje na rzecz niskoemisyjnej poprawy konkurencyjności. Z niewygodną dla nas ideą dekarbonizacji daliśmy sobie szczęśliwie radę – zgodnie z polskim stanowiskiem w dokumentach szczytu w Paryżu mówi się o gospodarce niskoemisyjnej, a nie niskowęglowej. To dla nas ważne, bowiem możliwości wprowadzania niskoemisyjnych technologii węglowych w Polsce są ciągle niewykorzystane. Mamy tu na myśli stosowane z powodzeniem w wielu krajach Azji nadkrytyczne spalanie węgla czy technologię podziemnego zgazowywania węgla.
Wielkie znaczenie we wprowadzaniu innowacji tego typu ma oczywiście nasz sektor badań i rozwoju, wymagający w tym kontekście silnego wsparcia budżetowego i pozabudżetowego. Bez szybkiego rozwoju tego sektora nie będziemy w stanie wdrożyć także wielu innych przełomowych innowacji prowadzących do ograniczania emisji. Należą do nich z pewnością nowe, obniżające koszt materiały i metody produkcji elementy energetyki słonecznej i wiatrowej, syntezowane paliwa, wykorzystywanie fascynującego potencjału współczesnej biotechnologii, nowe technologie magazynowania energii czy wreszcie bezpieczna energetyka jądrowa. Szansą na racjonalne ograniczanie emisji jest również integracja europejskiego rynku energii.
Aktywne działania na rzecz ograniczania emisji są ważnym wyzwaniem dzisiejszych czasów, a szczyt w Paryżu dał istotny impuls do działania w tym zakresie, ale skuteczność realizacji konkretnych zobowiązań podjętych przez poszczególne kraje pozostaje wielką niewiadomą. Najbliższe lata pokażą, czy głoszone dzisiaj deklaracje staną się faktem.
Pustynnienie obszarów równikowych powoduje wzrost liczby uchodźców z tych terenów. Już dziś ok. 20 mln ludzi było zmuszonych do migracji klimatycznej