Eksperci nie mają złudzeń: piątkowe akty terroru we Francji muszą sprowokować zmiany w polityce europejskiej, które zwyczajnie ochronią Europę przed islamską dominacją. – To, że staje się ona faktem, a przemoc będzie narastać, widać po piątku jak na dłoni – uważają specjaliści.
Gustav Gressel ekspert w Europejskiej Radzie Stosunków Międzynarodowych w Berlinie. W latach 2003–2014 pracował austriackim resorcie obrony. Wcześniej służył w austriackiej armii / Dziennik Gazeta Prawna





Ich zdaniem w obecnej sytuacji Europa powinna postawić na trzy rozwiązania. Po pierwsze, musi doprowadzić do ścisłej wymiany informacji pomiędzy służbami specjalnymi (w tym wojskowymi) wszystkich państw członkowskich. Być może niezbędne będzie powołanie centralnej instytucji unijnej koordynującej zarządzanie informacjami wszystkich wywiadów i kontrwywiadów. – W obecnej sytuacji taka koordynacja, zarówno na poziomie europejskim, jak i krajowym, powinna być priorytetem – uważa Krzysztof Liedel, specjalista w zakresie terroryzmu międzynarodowego z Collegium Civitas. Jego zdaniem to właśnie jej brak jest powodem wszystkich klęsk, jakie ponoszą służby w walce z terroryzmem.

Po drugie, nieuniknione będzie uszczelnienie zarówno granic zewnętrznych UE, jak i wewnętrznych. Czyli de facto zawieszenie ustaleń z Schengen i powrót do kontroli granicznych. Na razie to jedyny w miarę skuteczny sposób na niedopuszczenie do eskalacji niebezpieczeństw.

Po trzecie, konieczne jest zaangażowanie militarne wojsk poszczególnych europejskich państw (być może pod szyldem NATO lub ONZ) poza Europą, np. w Syrii. Czyli intensywna walka zbrojna z fundamentalistami islamskimi. W odwecie za piątkowe zamachy Francja już wysłała swoje lotnictwo na cele w Ar-Rakce, stolicy samozwańczego kalifatu Państwa Islamskiego.

Premier Wielkiej Brytanii David Cameron zapowiedział, że zamierza zwiększyć finansowanie trzech brytyjskich służb specjalnych – odpowiedzialnej za kontrwywiad i bezpieczeństwo wewnętrzne MI5, wywiadowczej MI6 i zajmującej się wywiadem elektronicznym GCHQ. Dodatkowe pieniądze miałyby posłużyć na zatrudnienie w tych agencjach dodatkowych 1900 osób, co przedkładałoby się na powiększenie liczby pracowników o 15 proc. (obecnie zatrudniają one 12,7 tys.). Propozycje większego budżetu dla służb mają trafić do przygotowywanego właśnie przeglądu polityki obronnej państwa na najbliższych pięć lat.
Paryskie wydarzenia odbijają się echem także u naszego południowego sąsiada. Premier Czech Bohuslaw Sobotka ogłosił, że jeden z paryskich zamachowców przekraczał czeską granicę kilka lat temu. Jego przejazd przez kraj monitorowały wówczas czeskie służby, które podzieliły się tymi informacjami z kolegami z Francji. Z kolei minister spraw wewnętrznych Milan Chowanec zapowiedział, że na najbliższym spotkaniu ministrów spraw wewnętrznych UE zamierza wrócić do kwestii utworzenia europejskiej straży granicznej, a więc osobnej względem formacji narodowych służby, która strzegłaby granic UE. Czesi zapowiadają również wzmocnienie monitoringu granicy czesko-słowackiej.
Rządy w Europie stały się obiektem krytyki szefów formacji skrajnie prawicowych. Liderka Frontu Narodowego Marine Le Pen zażądała opuszczenia przez Francję strefy Schengen. Podobne żądania wysunął lider holenderskiej Partii na rzecz Wolności Geert Wilders, który domaga się dodatkowo zamknięcia granic i niewpuszczania do Holandii osób, które wcześniej wyjechały walczyć do Syrii. Z kolei przewodniczący włoskiej Ligi Północnej Matteo Salvini wezwał premiera Mattea Renziego do bardziej restrykcyjnej polityki wobec migrantów, a także wprowadzenia kontroli granicznych. W podobny, choć bardziej umiarkowany sposób wypowiadają się w Niemczech przedstawiciele Alternatywy dla Niemiec, która domaga się zakończenia prowadzenia przez kraj polityki otwartych drzwi.
Natomiast w Antalyi, gdzie spotkali się liderzy grupy 20 największych gospodarek świata, żadne ustalenia co do walki z terroryzmem nie padły. W dalszym ciągu nie ma porozumienia odnośnie do tego, jak zakończyć konflikt w Syrii, którego głównym beneficjentem dotychczas było Państwo Islamskie. W szczególności nie ma zgody co do tego, kiedy miałoby dojść do ustalonego w sobotę w Wiedniu zawieszenia broni między wojskami rządowymi a opozycją antyasadowską. Na teraz nie wiadomo też, jakie miałyby być dalsze losy prezydenta Baszara al-Asada. Bez kompromisu w tej sprawie między USA a Rosją nie będzie możliwe skierowanie syryjskiej armii do walki z Państwem Islamskim.
Tymczasem w polskim rządzie powstaje projekt rozporządzenia, który ma określić procedurę przyjmowania relokowanych uchodźców, czyli tych, którzy trafią do nas z innych państw unijnych. Pierwsi mają napłynąć do naszego kraju w przyszłym roku.
Rozporządzenie ma być przyjęte przez Radę Ministrów, a więc to rząd ostatecznie zdecyduje o tym, na jakich zasadach uchodźcy będą przyjmowani. Jego treść wynika z zastrzeżeń, jakie złożył nasz rząd, zgadzając się na decyzję Rady Europejskiej o relokacji uchodźców. Polska zarezerwowała sobie m.in. możliwość odmowy przyjęcia poszczególnych osób. Dlatego w rozporządzeniu znajdzie się zapis, że jeśli nasze służby mają do kogoś zastrzeżenia wynikające z obaw o jego powiązania z terrorystami czy przestępczością kryminalną, to możemy odmówić przyjęcia takiej osoby.
Projekt (a w każdym razie zapisy na obecnym etapie prac) zakłada, że będziemy przyjmowali osoby, które wyraziły zgodę na przyjazd do Polski i złożyły już wniosek o status uchodźcy w innym kraju unijnym. Imigranci przejdą tam procedury identyfikacyjne, zdrowotne i zostaną sprawdzeni w bazach policyjnych i służb specjalnych, czy nie są przestępcami, a zwłaszcza terrorystami. Do tych informacji będą miały dostęp nasze służby, więc będą mogły same weryfikować te informacje jeszcze przed przyjazdem uchodźców do Polski. – Służby odpowiedzialne za bezpieczeństwo muszą się wypowiedzieć co do tych osób i co do tego, czy nie stanowią one zagrożenia dla bezpieczeństwa naszego kraju. Jeśli okaże się, że tak, to takie osoby będą skreślane z listy – podkreśla Ewa Piechota, rzecznik Urzędu ds. Cudzoziemców.
Powyższe dane będą jednak miały tylko wstępny charakter. Uchodźca, który zgodzi się na przyjazd do Polski i trafi do naszego kraju, będzie przechodził przez polskie procedury od początku. – Chcemy doprowadzić do sytuacji, w której będzie traktowany tak, jakby pojawił się np. na przejściu granicznym w Terespolu – tłumaczy nam jeden z urzędników rządowych. To oznacza, że uchodźcy będą musieli złożyć wniosek o przyznanie takiego statusu u straży granicznej, przejść przez procedury sprawdzenia medycznego i czekać na decyzję szefa Urzędu ds. Cudzoziemców. Zrobione zostaną im zdjęcia, pobrane odciski. Osoby te zostaną też przesłuchane w sprawie okoliczności, na podstawie których ubiegają się o status uchodźcy. Na decyzję uchodźcy mają czekać w ośrodkach pobytowych. Z kolei szef urzędu powinien otrzymać od służb specjalnych informację, czy nie wnoszą sprzeciwu wobec udzielenia danej osobie prawa pobytu. Zresztą także z ustawy o zarządzaniu kryzysowym wynika obowiązek współdziałania szefów urzędów centralnych z ABW w zakresie przeciwdziałania terroryzmowi.
Taka procedura oznacza, że polskie służby co najmniej dwukrotnie będą mogły weryfikować tożsamość osób, które miałyby trafić do Polski w ramach relokacji. Pierwszy raz mogą tego dokonać, jeszcze zanim ci trafią do Polski. Dzięki temu rośnie prawdopodobieństwo pozytywnego rozpatrzenia wielu wniosków uchodźców.
Na mocy unijnego porozumienia do Polski ma trafić niepełna 7 tys. imigrantów. W kontekście paryskich zamachów pojawiły się wątpliwości, czy nie będziemy chcieli renegocjować ustalonej już liczby relokowanych uchodźców. Z informacji DGP wynika, że nie, bo byłoby to „zbyt trudne politycznie”. Ostateczny kształt rozporządzenia Rady Ministrów może jednak mieć wpływ na to, ilu faktycznie uchodźców przyjmiemy.
Sprawdzimy uchodźców dwa razy – za granicą i jak wjadą do Polski
OPINIA
Paryż nie może zostać sam. To już nie kwestia solidarności, ale być albo nie być strefy Schengen
Zamachy w Paryżu będą punktem zwrotnym dla europejskiej polityki bezpieczeństwa przede wszystkim dlatego, że trudno dotychczasowe działania w tym zakresie nazwać polityką. W Europie co prawda bardzo często komentuje się działania innych w tym zakresie, ale niewiele się robi na własnym podwórku.
We Francji narasta poczucie, że kraj dotychczas w pojedynkę bronił zewnętrznej granicy Unii Europejskiej, angażując się w konflikty w Mali, Syrii i Republice Środkowej Afryki, a nawet więcej – że w obliczu tych problemów Paryż został sam. Tak dłużej być nie może. Nie możemy dłużej zostawiać Francji samej, zresztą teraz Francuzi już na to nie pozwolą. Z tą prawdą będą się musiały zmierzyć przede wszystkim rządy tych państw, które dotychczas niechętnie angażowały się w działania militarne poza swoimi granicami. Nawet jeśli dotychczas jakiś kraj oferował pomoc militarną Francuzom w Sahelu, to było to wyrazem europejskiej solidarności. Solidarność już w tym względzie nie wystarczy.
Równie duże wyzwania czekają nas w kwestii polityki zagranicznej. Państwo Islamskie nie jest problemem, który ogranicza się tylko do terytorium Syrii i Iraku. Macki organizacji sięgają bowiem znacznie dalej, do Afryki Północnej, półwyspu Synaj, a nawet Afganistanu. Chociażby przez wzgląd na rozmiar wyzwania Europa musi skończyć ze szczególnym rodzajem uprawianego od dawna „outsourcingu”, gdzie działania w zakresie bezpieczeństwa przekazuje się na przykład w ręce Turcji, a część polityki zagranicznej pozostawia się w rękach dyplomatów z Arabii Saudyjskiej.
Na marginesie zamachów musimy sobie także uświadomić dwie rzeczy odnośnie kryzysu migracyjnego. Po pierwsze, wielu uchodźców – i mam na myśli prawdziwych uchodźców – to ludzie, którzy sami uciekają przed zagrożeniem niesionym przez Państwo Islamskie. Po drugie, do tragedii wystarczy, że dżihadyści ukryją jednego bojownika pośród 10 tys. uchodźców. Jeśli więc nie stworzymy mechanizmów pozwalających na odsianie tej jednej osoby na 10 tys., kolejne kraje będą występować ze strefy Schengen.
Jeśli Europa nie będzie w stanie wypracować sensownego modelu współpracy w zakresie bezpieczeństwa wewnętrznego, który pozwoli nam w skuteczny sposób walczyć z terrorystami, nie będzie powrotu Schengen. To bardzo poważna sprawa, tym bardziej że już teraz wiemy, iż żaden kraj nie jest w stanie stawić mu czoła w pojedynkę. Od dekady staramy się poprawić kooperację między służbami w poszczególnych państwach. Tylko dzięki łutowi szczęścia udało się w Niemczech po zamachach zatrzymać podejrzanego osobnika, który miał przy sobie broń, numery telefonów i koordynaty GPS. Jeśli sami Francuzi mówią, że lepiej im wychodzi dzielenie się informacjami z wywiadem amerykańskim niż ze służbami europejskimi, to jak chcielibyśmy przekonać Francuzów do tego, żeby wrócili do Schengen?
Polityka deklaracji musi się skończyć i musi nadejść czas działań. Służby muszą działać nie tylko na terenie danego kraju, ale też ponad granicami.