Konsekwencją polityki otwartych drzwi prowadzonej m.in. przez Niemcy, Austrię i Szwecję jest powrót do kontroli granicznych na terenie Wspólnoty
Ratowanie strefy Schengen to wyścig z czasem. Jesteśmy zdeterminowani, by go wygrać – przekonywał przewodniczący Rady Europejskiej Donald Tusk na zakończenie szczytu UE na Malcie. W tym samym czasie Słowenia stawiała zasieki na granicy z Chorwacją. Z kolei w piątek Komisja Europejska pozwoliła RFN i Szwecji na przedłużenie obowiązywania kontroli granicznych. To samo dotyczy Austrii, Słowenii i Węgier. Słowa Tuska są mocno spóźnione. Strefa Schengen rozpada się poprzez fakty dokonane już dziś.
Drogę zmian wyznacza m.in. Szwecja. Przez co najmniej tydzień obcokrajowcy podróżujący przez most nad cieśniną Sund i promami muszą mieć przy sobie paszport. – Potrzebujemy innego systemu (niż Schengen – red.). To oczywiste – mówił premier tego kraju Stefan Loefven, który uczestniczył w szczycie na Malcie.
Szwecja jest pod tym względem ciekawym przypadkiem. Na początku kryzysu migracyjnego – podobnie jak Niemcy – stosowała politykę otwartych drzwi, zachęcając tym samym obcokrajowców do przyjazdu. W efekcie w tym roku do dziesięciomilionowego państwa ma ich przybyć nawet 200 tys.
Podobnie jest w przypadku Niemiec. Latem tego roku Berlin zachęcał państwa południa Europy do luźnego stosowania zasad porozumienia Dublin II (według którego uchodźcy powinni składać wnioski azylowe w państwie UE, do którego w pierwszej kolejności przybyli). Teraz domaga się jego bezwzględnego respektowania i zamyka granice.
Rząd Angeli Merkel w maksymalnym stopniu wykorzystuje również przepisy pozwalające na zawieszenie Schengen. Kontrole po raz pierwszy zostały przywrócone 13 września na dopuszczalne przez prawo UE dwa miesiące. Po upływie tego terminu zdecydowano o utrzymaniu takiego rozwiązania jeszcze przez sześć miesięcy. Na taki ruch w ekstremalnych przypadkach pozwala prawo UE („gdy zagrożone jest bezpieczeństwo wewnętrzne”).
Może się jednak okazać, że po wyczerpaniu maksymalnych terminów pojawi się pomysł trwałej zmiany regulacji Schengen. O czym mówił wspomniany wcześniej premier Szwecji.
To jednak tylko połowa problemu. Szef niemieckiego MSW Thomas de Maiziere zapowiedział, że migranci przebywający na terenie RFN będą odsyłani do krajów, do których przybyli w pierwszej kolejności (chodzi o realizację porozumienia Dublin II). W praktyce oznacza to wyrzucenie tych osób, które w sierpniu zapraszała Angela Merkel, i otwarcie nowego frontu w sporze z krajami Europy Środkowej i Południowej (Włochami, Węgrami, Bułgarią i Chorwacją). Rzym, Budapeszt, Sofia, Zagrzeb, a także Praga, Bratysława i Lublana są coraz bardziej sfrustrowane kolejną woltą Berlina, która jest podyktowana przede wszystkim wewnętrznym konfliktem między CDU, CSU i SPD.
W kuluarach szczytu maltańskiego politykę rządu Merkel krytykował szef bułgarskiego rządu Bojko Borisow. – Nie zatrzymamy migrantów u siebie na siłę – komentował. Minister spraw zagranicznych Węgier dodawał, że regulacje dublińskie są martwe, a próby odsyłania migrantów nie mają racji bytu. Efektem tego sporu będzie jeszcze łatwiejsze sięganie po przepisy pozwalające na przywracanie kontroli granicznych.