Największym wyzwaniem w najbliższej przyszłości będzie zabezpieczenie wielkich imprez organizowanych przez Francję, jak paryski szczyt klimatyczny czy piłkarskie mistrzostwa Europy.
Bezpośrednią konsekwencją zamachów w Paryżu są poważne uciążliwości w podróżowaniu do Francji, długoterminowa będzie dyskusja na temat możliwości utrzymania systemu z Schengen – a być może jego likwidacja.
Francja przywróciła kontrole na wszystkich swoich granicach jeszcze w piątek wieczorem. Zgodnie z obowiązującymi zasadami każdy kraj ma prawo do tego w nadzwyczajnych sytuacjach, jak właśnie atak terrorystyczny, bądź w przypadku ważnych międzynarodowych szczytów, którym mogą towarzyszyć protesty, czy wielkich imprez sportowych. Na razie nie ogłoszono do kiedy kontrole graniczne będą obowiązywać, ale można zakładać, że co najmniej do połowy grudnia. Mało prawdopodobne, by sytuacja została uznana za bezpieczną przed końcem miesiąca, a 30 listopada zaczyna się w Paryżu zaplanowany na dwa tygodnie światowy szczyt klimatyczny, z powodu którego francuskie władze i tak planowały zawiesić obowiązywanie układu z Schengen. A nie można wykluczyć, że ten stan zostanie przedłużony nawet do końca roku – okres świat Bożego Narodzenia i Nowego Roku będzie newralgicznym czasem z punktu widzenia zapewnienia bezpieczeństwa, zatem wydaje się to dość logicznym posunięciem. W tej sytuacji pytanie o to, czy system z Schengen ma jeszcze rację bytu, nie będzie bezzasadne.
Kontrole graniczne to pierwsza, ale niejedyna zmiana czekająca osoby przyjeżdżające do Francji. O ile ruch lotniczy, kolejowy i promowy odbywa się normalnie – loty do Paryża czasowo zawiesiły tylko linie American Airlines, a większość innych przewoźników oferuje możliwość bezpłatnego zwrotu lub zamiany biletów – to na lotniskach i dworcach pasażerowie muszą się liczyć z dłuższymi i bardziej szczegółowymi kontrolami. Możliwe są też wyrywkowe szczegółowe przeszukania pasażerów. Zalecane z tego powodu jest wcześniejsze przybycie na miejsce. Zresztą zaostrzone kontrole obowiązują nie tylko na granicach. Wprowadzony przez prezydenta Francois’a Hollande’a stan wyjątkowy oznacza m.in. większe uprawnienia policji w zakresie kontrolowania ludzi na ulicach – wskazane jest zatem noszenie przy sobie dokumentu tożsamości. Nie jest natomiast prawdziwa informacja, która pojawiła się w niektórych mediach, o tym, że w Paryżu obowiązuje godzina policyjna. W nocy z piątku na sobotę policja zalecała mieszkańcom francuskiej stolicy pozostanie w domach, ale nie miało to formy bezwzględnego polecenia. Co najmniej do końca żałoby narodowej – której ostatni dzień jest dzisiaj – nieczynna ma być większość muzeów i atrakcji turystycznych. Nie oznacza to jednak, że od jutra wszystkie będą czynne – dotyczy to w szczególności wieży Eiffla. W miniony weekend odwołano też wszystkie imprezy sportowe i inne wydarzenia gromadzące większe grupy ludzi.
Biorąc pod uwagę, że Paryż nieodmiennie plasuje się w piątce najchętniej odwiedzanych przez turystów miast na świecie – według prognoz w tym roku francuską stolicę miało odwiedzić ok. 16 milionów cudzoziemców – większość atrakcji turystycznych w najbliższych dniach zacznie funkcjonować normalnie, choć można się spodziewać bardziej szczegółowych kontroli przy wejściu. Potężnym problemem będzie natomiast zapewnienie bezpieczeństwa podczas wielkich wydarzeń, które Francja będzie organizować w najbliższym czasie. Terroryści z Państwa Islamskiego, przyznając się w sobotę do odpowiedzialności za zamachy, zapowiedzieli jednocześnie, że to dopiero początek i następne takie są kwestią czasu. Obawy dotyczą zwłaszcza wspomnianego już szczytu klimatycznego, który faktycznie odbywać się będzie w podparyskim Le Bourget – czyli blisko Saint Denis, gdzie seria ataków się rozpoczęła. Według organizatorów w obradach weźmie udział ok. 22-25 tysięcy delegatów, w tym w końcowej fazie wielu przywódców państw, zaś wraz z dziennikarzami czy obsługą techniczną liczba uczestników szczytu wzrośnie do 40 tysięcy. Z racji obecności polityków terroryści mogą próbować przeprowadzić kolejny atak właśnie tam.
Jeszcze trudniejszym wyzwaniem dla służb bezpieczeństwa będą piłkarskie mistrzostwa Europy, które odbędą się w 10 francuskich miastach od połowy czerwca do połowy lipca przyszłego roku. W piątek pierwszym celem terrorystów miał być 82-tysięczny Stade de France w Saint Denis, gdzie akurat trwał mecz Francja-Niemcy, ale zamachowcom nie udało się wejść na stadion. Organizatorzy szacują, że na stadionach mecze obserwować będzie 2,4 miliona ludzi, z czego milion przyjedzie z zagranicy. Przy czym nie chodzi tylko o zabezpieczenie samych stadionów, które stosunkowo łatwiej upilnować, ale także stref kibica – największa z nich, na Polach Marsowych, będzie mieścić 120 tys. osób – pociągów czy po prostu ulic. O ile dokładne sprawdzenie każdej osoby wchodzącej na stadion jest czasochłonne, ale możliwe, to zapobieżenie sytuacji, w której zamachowiec samobójca zdetonuje ładunek wybuchowy, stojąc w kolejce czy wmiesza się w tłum ludzi wychodzących ze stadionu, będzie ekstremalnie trudne. W reakcji na piątkowe zamachy pojawiły się już pytania, czy mistrzostwa powinny się odbyć we Francji. Szef komitetu organizacyjnego Euro 2016 Jacques Lambert powiedział wczoraj stacji RTL, że stadiony są dobrze zabezpieczone, a turniej powinien się odbyć z planem, bo w przeciwnym razie byłoby to zwycięstwo terrorystów. Faktem jest, iż jego przeniesienie do innego kraju nie byłoby rozwiązaniem, bo – pomijając wszelkie problemy logistyczne – żaden kraj nie jest w obecnej sytuacji stuprocentowo bezpieczny, a po drugie francuskie służby bezpieczeństwa już od dawna się przygotowują do turnieju, podczas gdy te z innego kraju musiałyby dopiero zacząć. A odwołanie mistrzostw też nie wchodzi w grę, bo oznaczałoby to, że Europa musi odwoływać wszystkie masowe imprezy.