Amerykanie są przekonani, że zabili znanego bojownika Państwa Islamskiego o pseudonimie "Jihadi John". Terrorysta miał zginąć w ataku dronów, z których dwa należały do Stanów Zjednoczonych, a jeden do Wielkiej Brytanii.

Amerykańskie maszyny odpaliły pociski Hellfire w kierunku pojazdy, którym poruszał się dżihadysta, natomiast brytyjski dron był wykorzystywany do obserwacji. Na razie nie ma jednak oficjalnego potwierdzenia jego śmierci.

Premier Wielkiej Brytanii David Cameron powiedział, że służby jego kraju intensywnie współpracowały z USA w celu wyśledzenia, gdzie przebywa Jihadi John. Dodał, że nie jest jasne, czy dżihadysta zginął, ale jeśli doniesienia Amerykanów się potwierdzą, to byłoby to "uderzenie w serce Państwa Islamskiego". Według Camerona śmierć terrorysty pokazałaby wszystkim, którzy chcą zaszkodzić jego krajowi, że Wielka Brytania ma długie ręce i niezachwianą determinację, by bronić swoich obywateli.

Jihadi John urodził się w Kuwejcie. Jako kilkuletni chłopiec wyemigrował do Wielkiej Brytanii i został obywatelem tego kraju. Jego prawdziwe nazwisko brzmi Mohammed Emwazi. Kilka lat temu wyjechał do Syrii i przyłączył się do Państwa Islamskiego. To on pojawiał się w filmach wideo, na których mordowano zachodnich zakładników. Wczoraj amerykański bezzałogowy samolot przeprowadził atak na samochód, którym miał podróżować Jihadi John. Przedstawiciele Pentagonu poinformowali dziś nieoficjalnie, że są przekonani, iż wybuch rakiety powietrze-ziemia typu Hellfire zabił terrorystę. Oficjalnego stanowiska rządu USA w sprawie skuteczności ataku na razie nie ma.

Jeśli potwierdzi się, że Jihadi John rzeczywiście zginął w ataku, będzie to znaczący symboliczny sukces amerykańskich służb specjalnych i CIA. Świadczyłoby to również o dużej skuteczności amerykańskich systemów wywiadowczych, na które składają się satelity szpiegowskie, drony i technologie przechwytywania komunikacji między terrorystami.