Znikające krzyżyki na kartach, wątpliwości wobec prac komisji obwodowych, pozbawienie prawa do głosowania – do Sądu Najwyższego płyną skargi.
Do ostatniego piątku złożono 51 protestów dotyczących przebiegu wyborów do Sejmu i Senatu oraz liczenia głosów, wynika z informacji DGP. Dla porównania po samorządowych było ich niemal dwa tysiące.
Najwięcej zastrzeżeń wnieśli wyborcy z woj. mazowieckiego (14 protestów), małopolskiego (6 protestów), śląskiego i dolnośląskiego (5 protestów), łódzkiego i świętokrzyskiego (4 protesty). Z województw: lubuskiego, opolskiego i warmińsko-mazurskiego nie wpłynęły żadne.
Największą grupę (17) stanowią te, w których wnioskodawcy wskazują na nieprawidłowości przy liczeniu głosów przez komisje obwodowe. – W protestach tych najczęściej wskazuje się na błędy w protokołach, polegające na nieuwzględnieniu głosów oddanych na wskazanych kandydatów. Wnioskodawcy wskazują, że głosowali na określonego kandydata, a w protokole komisji przy nazwisku tego kandydata widnieje zero głosów – wyjaśnia Krzysztof Michałowski z zespołu prasowego Sądu Najwyższego.
Takie skargi najczęściej zgłaszają sami kandydaci. W Katowicach (okręg nr 31) posłanka z PO ubiegająca się o reelekcję stwierdziła, że przy jej nazwisku nie ma ani jednego oddanego głosu, choć dysponuje oświadczeniami przynajmniej 7 osób, które twierdzą, że ją poparły. Przytacza także relację jednego z członków tej komisji. Wynika z niej, że zyskała ona najwyższy wynik spośród kandydatów listy nr 2 właśnie w tej komisji obwodowej. Podobne wątpliwości mieli kandydaci z Nowoczesnej Ryszarda Petru (lista nr 8 w okręgu nr 12, Kraków I), PSL (w podwarszawskim okręgu nr 20) i Zjednoczonej Lewicy (lista nr 6 w okręgu 33 w Kielcach).
Pozostałe protesty, pochodzące już od wyborców, dotyczą np. pozbawienia ich możliwości oddania głosu. Wskazano np., że w rubryce przy nazwisku widniał już podpis i na tej podstawie odmówiono wydania im karty do głosowania. Zdarzało się również, że dana osoba nie była ujęta w spisie wyborców.
Wątpliwości co do przebiegu głosowania ma także osoba występująca w roli męża zaufania przy jednej z komisji obwodowych w Dzierżoniowie (woj. dolnośląskie). Wskazuje na proceder wydawania wyborcom nieopieczętowanych kart do głosowania. W efekcie, jak twierdzi, 72 z nich uznano za nieważne.
Pracownikom niektórych komisji zarzuca się też nieprzeliczenie kart przed przystąpieniem do głosowania, brak zabezpieczeń na urnach wyborczych, liczenie głosów przez komisje „do pierwszego krzyżyka” (tzn. bez sprawdzenia, czy w dalszej części karty nie oddano głosów na innych kandydatów) czy wreszcie wywieszenie protokołów po zakończeniu głosowania bez pieczęci komisji.
Jeden z protestów, którego kopia trafiła do naszej redakcji, dotyczy głosów oddawanych za granicą. Pan Jerzy, który w dniu wyborów przebywał na Litwie, postanowił zagłosować w lokalu wyborczym w Wilnie. Twierdzi, że nie dostał karty ze swojego okręgu wyborczego nr 24 (Białystok), tylko z okręgu nr 19 (Warszawa-Śródmieście). „Sytuacja spotkała wszystkich wyborców z zagranicy, którzy zmuszeni byli do głosowania tylko na Okre?g Wyborczy nr 19” – twierdzi pan Jerzy. Jego zdaniem te dane zafałszowały wyniki w okręgu nr 19. Uwzględniając je, najwięcej mandatów w tym okręgu uzyskało PiS (8), następnie PO (7), Kukiz’15 (2) i Nowoczesna (3). Bez głosów z zagranicy PO miałaby tyle samo mandatów, ile PiS (po 8), Kukiz’15 – o jeden mandat mniej, a Nowoczesna – w dalszym ciągu 3 mandaty.
Pan Jerzy nie rozumie też, dlaczego z automatu wyborcy zagraniczni muszą głosować na okręg warszawski. – Jakimi przesłankami ustawodawca kierował sie?, by wybrac´ ten okre?g dla głosuja?cych zamieszkałych na stałe i czasowo za granica?? – pyta.
Problemu nie dostrzega Krzysztof Lorentz z KBW. – Sprawę reguluje kodeks wyborczy i wcześniejsze ordynacje. Z technicznego punktu widzenia trudno byłoby przypisać wyborców zagranicznych do poszczególnych okręgów – wyjaśnia.
Na rozpoznanie protestów i ocenę ważności elekcji Sąd Najwyższy ma 90 dni od dnia wyborów. Jak powiedział nam Krzysztof Michałowski, nie rozpoznano jeszcze żadnego ze złożonych protestów, gdyż w pierwszej kolejności trzeba poprosić o wyjaśnienia komisje wyborcze i prokuratora generalnego.
Jak wskazuje Krzysztof Lorentz, nawet jeśli sąd wykaże nieprawidłowości, nie jest to równoznaczne z powtórką wyborów. – O takiej konieczności można mówić tylko wtedy, gdy doszło do zaburzenia procesu głosowania. Jeżeli sytuacja nie miała wpływu na wynik, sąd nie nakaże powtórki – tłumaczy.
W ostatnich latach tylko raz zdarzyło się, że sąd nakazał powtórzyć głosowanie w wyborach do Senatu w jednym z okręgów. W 2005 r. w okręgu nr 27 komisja nieprawidłowo sporządziła karty wyborcze — były na nich tylko imiona i nazwiska kandydatów, natomiast zabrakło informacji o tym, jakie komitety ich zgłosiły.

Brak zabezpieczeń na urnach, protokół bez pieczęci komisji to najczęstsze błędy