Nie przypadkiem historyczne spotkanie odbyło się tuż przed tajwańskimi wyborami. Obaj prezydenci mają nadzieję, że pomoże ono utrzymać wypracowane w ostatnich latach dobre stosunki.
Sobotnie spotkanie przywódców Chińskiej Republiki Ludowej i Tajwanu – pierwsze takie od czasu, gdy wskutek wojny domowej powstały dwa nieuznające się ośrodki władzy, czyli od 66 lat – było wydarzeniem historycznym, ale raczej nie przełoży się na dalsze zbliżenie. Mimo że stosunki dwustronne są prawdopodobnie najlepsze w historii, obu stronom zależy w tej chwili przede wszystkim na utrzymaniu status quo.
– To spotkanie otwiera nowy rozdział w relacjach przez Cieśninę Tajwańską, a dzisiejszy dzień przejdzie do historii. Jesteśmy jedną rodziną, żadna siła nas nie rozdzieli – mówił w Singapurze lider komunistycznych Chin Xi Jinping, co było aluzją do tego, że dalekosiężnym planem Pekinu pozostaje zjednoczenie obu części, oczywiście pod jego kontrolą. – Aby osiągnąć wzajemne korzyści, obie strony powinny respektować wartości i styl życia drugiej strony – powiedział z kolei prezydent Tajwanu Ma Ying-jeou, przypominając, że mieszkańcy wyspy nie zamierzają rezygnować z demokratycznego ustroju.
To właśnie za jego sprawą stosunki chińsko-tajwańskie znacznie się polepszyły. Od czasu objęcia władzy w 2008 r. prowadzi on politykę zbliżenia z Pekinem, co zaowocowało zwiększoną współpracą gospodarczą i nowymi inwestycjami, uruchomieniem bezpośrednich połączeń lotniczych i rosnącym ruchem turystycznym. Ale prezydent Ma w przyszłym roku kończy swoją drugą i ostatnią kadencję, a wszystko wskazuje na to, że styczniowe wybory prezydenckie jego partia – Kuomintang – zdecydowanie przegra. Po części z tego powodu, że zdaniem wielu mieszkańców Tajwanu zbliżenie z Pekinem poszło zbyt daleko.
Dla Ma Ying-jeou spotkanie z Xi Jinpingiem – o które podobno bardziej zabiegały władze w Tajpej – jest ukoronowaniem jego prezydentury. Ale nie chodzi tu tylko o zapisanie się w historii. Choć nikt tego nie mówi wprost, obie strony liczą na to, że wpłynie ono na wyniki tajwańskich wyborów. Ich faworytką jest Tsai Ing-wen z Demokratycznej Partii Postępowej, ugrupowania, które tradycyjnie opowiada się za niepodległością wyspy. DPP ostatnio nieco złagodziła swoje stanowisko, uznając, że jej formalne proklamowanie – co dla Pekinu oznaczałoby casus belli – nie jest niezbędne, skoro kraj faktycznie jest niezależny, ale i tak jej zwycięstwo byłoby zawróceniem z drogi obranej przez Ma Ying-jeou. Tajwański prezydent ma nadzieję, że dyplomatyczny sukces, jakim jest spotkanie z przywódcą kontynentalnych Chin, przekona jego rodaków do poparcia Kuomintangu. I Pekin, i Tajpej bardzo uważały, by żaden element sobotniej rozmowy nie został odebrany jako uznanie drugiej strony – odbyło się ono na neutralnym terenie, nie było flag, a obaj przywódcy, aby uniknąć formuły „panie prezydencie”, zwracali się do siebie „panie Xi” i „panie Ma”. Nie zmienia to tego, że spotkanie jest pewnym uznaniem przez Pekin, iż na Tajwanie istnieje jakiś ośrodek władzy, co politycy Kuomintangu mogą wykorzystywać w kampanii. Raczej nie odwróci to wyniku wyborów prezydenckich, ale może wpłynąć na rezultat odbywającego się równocześnie głosowania do parlamentu.
Z punktu widzenia Xi Jinpinga spotkanie z prezydentem Tajwanu – ze względu na to nieformalne uznanie – jest bardziej delikatną kwestią. Chiński przywódca zdecydował się na nie z dwóch powodów – po pierwsze Pekin nie chce utracić wypracowanego przez ostatnie siedem lat zbliżenia z Tajwanem, zatem ewentualne rozmowy z Tsai Ing-wen będą łatwiejsze w sytuacji, gdy jest już precedens w postaci spotkania prezydentów. Po drugie też liczy, że sobotnia rozmowa pomoże Kuomintangowi w kampanii wyborczej. Tu jednak musi bardzo uważać, bo jeśli Tajwańczycy będą mieli wrażenie, że Pekin próbuje wpływać na ich decyzje wyborcze, przyniesie to efekt odwrotny do zamierzonego. Władze w Pekinie powinny mieć w pamięci rok 1996, gdy przed pierwszymi bezpośrednimi wyborami prezydenckimi na Tajwanie wycelowały w wyspę pociski balistyczne, by zniechęcić do głosowania na nieprzychylnych sobie kandydatów – bezskutecznie. W miarę zbliżenia z Pekinem mieszkańcy Tajwanu stali się bardzo wyczuleni na to, by jego ceną nie była próba ograniczenia swobód obywatelskich. Mają też na uwadze to, że zastosowana wobec Hongkongu formuła: jeden kraj, dwa systemy, którą Pekin chętnie by powtórzył na Tajwanie, nie do końca sprawdza się w praktyce, i demokracja jest tam powoli, ale coraz bardziej limitowana.
Na to, by spotkanie prezydentów Xi i Ma przyniosło jakieś konkretne efekty, nie ma zatem obecnie co liczyć, ale jeśli uda się utrzymać obecny poziom relacji, to już dużo.
Zdaniem wielu mieszkańców Tajwanu zbliżenie z Pekinem poszło zbyt daleko.