Wprawdzie kolejne anonsy dotyczące ewentualnego rozkładu głosów w wyborach są podobne, ale jednak odmienne, więc nasz wpływ na wyniki tych wyborów będzie ogromny. To kolejny przykład, że badania opinii publicznej w tej kwestii powinny być zakazane na co najmniej dwa miesiące przed wyborami, bo mylą ludzi.
Bardzo mi się nie podobają publiczne lub prywatne głosy znużonych polską polityką (znużenie to jest w pełni zrozumiałe) i dowodzących, że niech wygra PiS, to potem wszyscy zrozumieją, jaki PiS jest fatalny, albo że skoro większość, ale nieprzeważająca, Polaków chce rządów PiS, to niech się tak stanie. Ważniejszy jednak jest szacunek do samego siebie wyborcy obywatela, który skoro idzie głosować – a nie jest to obowiązek – powinien oddać głos nie na tego, kto ma szanse, ale na tego, kto poglądami czy urodą myśli jest mu najbliżej. Demokracja jest także po to, żeby dać szansę niewielkim partiom, a zwłaszcza nowym niewielkim partiom, bo wreszcie jest nadzieja, że ten nudny konflikt, jaki znamy na pamięć, zostanie przełamany. Nie chcę nikogo reklamować, ale dla ludzi lewicy Partia Razem powinna być całkiem kusząca, a dla liberałów ugrupowanie Ryszarda Petru.
Potem i tak w Sejmie będziemy mieli wielkie zamieszanie, co także budzi obawy niektórych komentatorów, ale tak musi być po wielu latach nadmiernej i marnej stabilizacji. Stabilizacja jest nudna, a przez to zła, natomiast zamieszanie nie jest nudne, chociaż różne bywają konsekwencje.
Skoro w Polsce mamy system proporcjonalny i koalicje powstają dopiero po wyborach, to warto się zastanowić, jaki zestaw partii politycznych będzie rządził najlepiej. Odwołując się do obyczajów i praktyk europejskich, można śmiało powiedzieć, że związek umiarkowanej prawicy, liberałów i socjalistów nie jest ani wykluczony, ani nieskuteczny. Przeciwnie, czasem jedni sprawiają, że drudzy są bardziej rozsądni. Natomiast wykluczone z udziału w każdej koalicji powinny być tylko partie skrajne, czyli antydemokratyczne. Nie jestem pewien, czy zgodnie z konstytucją mają one prawo w ogóle udziału w wyborach, ale dopóki ich stan jest raczej mizerny, nie ma nieszczęścia.
Najważniejsze jednak, byśmy – w miarę możliwości – głosowali, nie kierując się żadnymi głupimi spekulacjami opartymi na bardzo słabych podstawach, lecz tak jak jest nam najwygodniej i jak mamy ochotę. Wiem, że nie ma aż takiego luksusu, że można głosować na ideał, ale obecny zestaw kandydujących partii politycznych nie jest wcale taki fatalny.
Dlaczego trzeba niesłychanie uważać na PiS? Nie dlatego, że są tam źli ludzie (pewnie nieco jest ich wszędzie), lecz dlatego, że znane nam już propozycje PiS są niewątpliwie fatalne i nieuczciwe. Potem, po ewentualnej wygranej PiS, mieć do wyboru: robić głupstwa jak z emeryturami czy oszukać wyborców i nie spełniać obietnic. Może spełnić mniej ważne, ale żadna z ważnych nie nadaje się do realizacji. Więc z niemal całkowitą pewnością można powiedzieć, że ze zwykłej obawy PiS będzie odkładał wszystkie poważniejsze sprawy na później, a potem będą następne wybory, więc też trzeba będzie zaniechać zmian i po prostu w głupiej atmosferze świętoszkowatej propagandy stracimy cztery lata. To jest w sumie najgłupsza perspektywa.
Dlatego wzywam wszystkich wypowiadających się publicznie, by pohamowali swoje tolerancyjne nastawienie i mówili zupełnie wprost, dlaczego i na kogo będą głosować. Mamy jeszcze ponad dwa tygodnie i bardzo wiele może się zmienić, jeżeli za zasadę przyjmiemy, że głos oddajemy na tego, kto najbardziej jest bliski naszym poglądom i że jest to jedyny motyw naszej decyzji wyborczej. Do tego publicyści powinni ze wszystkich sił namawiać.