W Turcji rozpoczęła się żałoba po wczorajszych zamachach w Ankarze. W dwóch eksplozjach do jakich doszło przed rozpoczęciem kurdyjskiej, antywojennej demonstracji zginęło co najmniej 95 osób a 245 zostało rannych.

- Wiele chciałbym powiedzieć. Chciałbym złożyć kondolencje. Nie wiemy, jakie były intencje, ale straciliśmy dziesiątki ludzi. Wszyscy ich opłakują - mówi jeden z mieszkańców Ankary. Wczoraj wieczorem doszło do antyrządowej manifestacji w Stambule w czasie której policja starła się z demonstrantami.

Do zamachów doszło na trzy tygodnie przed wyborami parlamentarnymi, w których kurdyjska partia HDP ma szanse na dobry wynik. To właśnie Kurdowie byli najprawdopodobniej celem zamachu. Tureckie władze szukają sprawców i twierdzą, że zamachów dokonało dwóch samobójców. Premier Turcji mówi, że za atakami stoją albo kurdyjscy separatyści albo Państwo Islamskie. Część ekspertów jest przekonana, że chodzi o tę drugą możliwość.

- Władze mówią, że nie wiedzą, kto za tym stoi, ale jest niemal pewne, że to Państwo Islamskie. Niestety, tego się można było spodziewać - podkreśla ekspert do spraw bezpieczeństwa Ersel Aydinli.

Specjaliści podkreślają, że zamach był bardzo podobny do ataku z lipca z miejscowości Suruc. W zamachu na kurdyjski wiec zginęło wtedy 30 osób, a do jego przeprowadzenia przyznało się Państwo Islamskie.

Tymczasem dowódcy kurdyjskich rebeliantów z Partii Pracujących Kurdystanu zaapelowali do bojowników o powstrzymanie się od wszelkich ataków, przynajmniej do czasu wyborów.