Dziennik Gazeta Prawna
Narastająca przedwyborcza fala ksenofobii niesie ze sobą stare i – wydawałoby się – od dawna skompromitowane hasła o zagrożeniu kultury i tożsamości narodowej przez przybywających do Polski cudzoziemców. Nasze doświadczenia historyczne świadczą o czymś odwrotnym.
Byliśmy odporni na germanizację i rusyfikację, a spolonizowani uczeni obcego pochodzenia pomagali nam poznać własny język i własną kulturę. Bogactwo i piękno języka polskiego – a także jego złożoność – uświadomił nam Samuel Bogumił Linde poprzez swój sześciotomowy słownik. Oskar Kolberg w wyniku swoich pięćdziesięcioletnich wędrówek po ziemiach polskich stworzył dzieło „Lud. Jego zwyczaje, sposób życia, mowa, podania, przysłowia, obrzędy, gusła, zabawy, pieśni, muzyka i tańce”, które stało się fundamentem wiedzy w zakresie polskiej folklorystyki i etnografii. Z kolei Aleksander Brueckner odkrył, skomentował i opublikował wiele dzieł składających się na literaturę staropolską. W petersburskim archiwum znalazł „Kazania świętokrzyskie”. Z rękopisów wydobył i udostępnił nam utwory wielu autorów, których znamy z podręczników.
Brueckner był uczonym o wielostronnych zainteresowaniach: filologiem slawistą, historykiem kultury, znawcą literatury polskiej i rosyjskiej. Literaturoznawca Wilhelm Feldman sądził, że Brueckner mógłby swą wiedzą obdzielić kilku profesorów berlińskich. Uczony ten – pisał Feldman – szedł „przebojem, po polsku”. Aleksander Brueckner pisał po polsku i po niemiecku. Ponieważ na przełomie XIX i XX wieku niemiecki był bramą, przez którą wypływała wszelka wiedza o Europie Środkowej i Wschodniej, Brueckner mógł skutecznie docierać do czytelników w wielu państwach zachodnich. A były to czasy, kiedy kultura polska była przez nacjonalistów w wielu krajach pomniejszana i lekceważona, a czasami i zwalczana.
Godny uwagi i uznania jest też wkład wniesiony przez uczonych wychowanych w tradycji muzułmańskiej. Od XV w. Tatarzy polscy byli aktywnymi obrońcami Rzeczypospolitej. Zgodnie z tą tradycją w 1920 r. Osman Achmatowicz uczestniczył w wojnie polsko-bolszewickiej, służąc w Pułku Tatarskich Ułanów. Pięć lat później uzyskał stopień doktora chemii. Było to zapoczątkowanie jego wielkiej kariery naukowej w zakresie chemii organicznej oraz syntezy chemicznej i fitochemii. Po II wojnie światowej pracę naukową łączył z działalnością organizatorską. Profesor Achmatowicz jako rektor Politechniki Łódzkiej i wiceminister szkolnictwa wyższego przyczynił się do rozszerzenia zasięgu studiów inżynierskich.
Synowie poszli w ślady ojca. Profesor Osman Achmatowicz junior prowadził badania w Instytucie Chemii Organicznej PAN i wykładał w Szkole Głównej Gospodarstwa Wiejskiego oraz w wielu uczelniach zagranicznych. Doktor Selim Achmatowicz – również chemik – przez wiele lat pracował w Instytucie Technologii Materiałów Elektronicznych w Warszawie. Wykładał na Politechnice Wrocławskiej. Obydwaj uczeni bracia są znani i szanowani w środowiskach naukowych wielu państw muzułmańskich. Przyjeżdżając do Polski, uczeni z tych państw odwiedzają braci Achmatowiczów, aby złożyć im wyrazy uszanowania.
Na uwagę zasługują też Polacy pochodzenia ormiańskiego. Jeden z nich był moim dobroczyńcą. Zygmunt Krzycki – dyrektor Liceum Ogólnokształcącego w Kole – wbrew naciskom ówczesnego komitetu powiatowego przyjął mnie do liceum. Dwa lata później nie dopuścił do wyrzucenia mnie ze szkoły, o co zabiegało dwoje nauczycieli chcących wykazać się „czujnością”. Krzycki był znakomitym nauczycielem fizyki. Jego siostra Stanisława Fleszarowa-Muskat była znaną pisarką. Dobrze, że wędrujący po świecie Ormianie – i nie tylko oni – trafili na polskie ziemie. ©?