Najnowsze propozycje w kwestii migrantów: przyjąć jeszcze kilkaset tysięcy osób, ale powstrzymać ich napływ, kierując większe środki na obozy i tworząc nowe w Turcji.
Dzisiejsze wystąpienie kanclerz Niemiec i prezydenta Francji przed Parlamentem Europejskim miało dotyczyć przyszłości strefy euro. Tematem nr 1 będą jednak migranci. Liczba osób, których musi się spodziewać Europa, rośnie z miesiąca na miesiąc. Do niedawna uważano, że do Niemiec przyjedzie 450 tys. osób. Później pojawiła się liczba 800 tys. Teraz minister spraw wewnętrznych Meklemburgii-Pomorza Przedniego Lorenz Caffier mówi o 1,5 mln.
W Unii trwa obecnie prezydencja luksemburska i to dyplomaci tego niewielkiego kraju wzięli na siebie ciężar osiągnięcia kompromisu w kwestii migrantów. Najbliższe spotkanie na ten temat odbędzie się w czwartek. Jak pisze zazwyczaj dobrze poinformowany Euobserver, unijni ministrowie spraw zagranicznych będą rozmawiać o powiększeniu kwot przyjmowanych osób i ich automatyzmie. W spotkaniu mają także uczestniczyć szefowie dyplomacji Jordanii, Libanu i Turcji oraz ich koledzy z krajów bałkańskich, przez które migranci wędrują do Europy. Spotkanie ma się zakończyć deklaracją o ściślejszej współpracy w tej sprawie. „Ściślejsza współpraca” oznacza w tym kontekście koordynację walki z mafiami przemytniczymi, a także rejestrację, a nawet przyjmowanie uchodźców – już na terenie krajów bałkańskich. W deklaracji końcowej ze spotkania nie padną jednak żadne konkretne liczby, gdyż jak na razie rodzą zbyt duże kontrowersje.
To oznacza, że dyplomacja unijna szuka planu B. W wielkim skrócie brzmi on tak: zatrzymać jak najwięcej migrantów po drugiej stronie Morza Egejskiego. To oznacza, że kluczowa w jego realizacji okazuje się Turcja. Ogólne założenia tego planu opublikował w swoim niedzielnym wydaniu „Frankfurter Allgemeine Zeitung”. Zakłada on stworzenie sześciu dodatkowych obozów dla uchodźców w Turcji, a także wyasygnowanie przez Brukselę miliarda euro na pomoc Ankarze w utrzymaniu migrantów. Dodatkowo marynarka turecka miałaby się zaangażować we wspólne patrole z grecką flotą wojenną.
Argumenty stojące za tym planem wydają się jasne: jeśli uchodźcom z Syrii zaoferujemy godne warunki pobytu w obozach w Turcji, Jordanii i Libanie, to przynajmniej część z nich zrezygnuje z przedostania się do Europy. – Co mają nam do powiedzenia? „O matko, nie otwierajcie swoich drzwi, nie pozwólcie im dotrzeć do nas” – komentował plan według dziennika „Hurriyet” prezydent Turcji Recep Tayyip Erdogan przed poniedziałkowym spotkaniem z europejskimi politykami.
Równolegle do sporów między politykami o plan wobec migrantów, narasta problem finansowania obozów dla uchodźców. World Food Programme – agencja Organizacji Narodów Zjednoczonych zajmująca się dostarczaniem dla nich żywności – obcięła wartość miesięcznego wyżywienia uchodźców w Libanie do 13,5 dol. Ludziom w oczy zajrzał głód. W wyniku braku środków Światowa Organizacja Zdrowia zamknęła w tym roku 180 swoich placówek w Iraku. Sytuacja w obozach w Jordanii jest tak zła, że jak informuje agencja AFP, niektórzy uchodźcy, nie mając pieniędzy dla szmuglerów, wracają do Syrii.
Należy przy tym pamiętać, że koszty związane z uchodźcami to nie tylko żywność i woda, ale także dostęp do usług medycznych i edukacyjnych. A to kosztuje. Erdogan przypominał, że jego kraj wydał już na utrzymanie ponad 2 mln uchodźców ok. 8 mld euro. W domyśle: będziemy chcieli od was więcej. Na stół wróciła również kwestia bezwizowego wjazdu jego rodaków do Unii. Być może wróci też kwestia członkostwa kraju w UE. Turecki prezydent nie omieszkał również wspomnieć o kurdyjskich terrorystach, z którymi musi walczyć jego kraj, więc będzie chciał pewnie jakiegoś wsparcia w tej kwestii. Ankara wolałaby także utworzyć przy granicy syryjsko-tureckiej buforową strefę, w której schronienie znalazłaby część uchodźców.
Bruksela jest teraz w stanie wiele obiecać Ankarze, a to dlatego, że rozmiaru problemu uchodźców nie doceniono nawet w Berlinie. Polityka otwartych drzwi, jaką zarządziła Angela Merkel, zaczyna budzić sprzeciw nawet wewnątrz CDU. Publicyści tygodnika „Der Spiegel” stawiają tezę, że głowa państwa chce zamienić Niemcy w moralną superpotęgę.
Tymczasem entuzjazm wobec uchodźców w Niemczech słabnie. Lokalne społeczności, które spontanicznie zaczęły organizować pomoc dla migrantów, nie mają środków. I rąk do tak gigantycznej pracy. Przewodniczący bawarskiej CSU Horst Seehofer mówił w ten weekend w radiu, że w spokojny dzień przez granicę do jego landu wjeżdża 5 tys. osób, a w porywach jest to nawet dwa razy więcej. W Berlinie zaczyna dominować pogląd, że kraj wziął na siebie większy ciężar, niż jest w stanie udźwignąć.

Zachód do Rosji: nie wierzymy wam

Przewodniczący NATO Jens Stoltenberg skomentował wczoraj naruszenie przez Rosję przestrzeni powietrznej Turcji. Powiedział, że strona rosyjska nie dała dobrego wytłumaczenia tej sytuacji. Zwłaszcza że granice Turcji nie zostały naruszone raz, ale dwa razy, i w żadnym z przypadków na kilka sekund, jak utrzymuje Moskwa. Rosja twierdzi, że ich lotnictwo atakuje tylko pozycje Państwa Islamskiego. Problem w tym, że wiele nalotów miało miejsce w miejscach, gdzie ekstremiści nie są aktywni. Bomby spadały za to na pozycje ugrupowań umiarkowanej opozycji, wspieranej przez zachodnie państwa. Np. na ugrupowanie finansowane ze środków CIA, która trenuje i przeznacza pieniądze dla syryjskiej opozycji od 2013 r. Na razie brak doniesień, jakoby w skutek nalotów ucierpiały grupy finansowane bezpośrednio przez Pentagon.