W pierwszej instancji skazani zostali na kary od 2,5 roku do 6-ciu lat więzienia. Sąd nakazał im też zapłacić grzywny i zwrócić skradzione pieniądze.
Obrońcy oskarżonych uważają, że kary są zbyt surowe. Mecenas Naira Zimovska-Kirikyan zwracała uwagę, że jej klient przyznał się, wyraził skruchę i współpracował z organami ścigania, między innymi ujawniając okoliczności działania innej grupy przestępczej. Mecenas Halina Staniszewska swego klienta broniła inaczej. Przekonywała, że jego rola sprowadzała się tylko do montowania i zdejmowania nakładek. Jak mówiła, te czynności były dalekie od pobrania pieniędzy z bankomatów. Tym zajmowały się inne osoby.
Wypłacono w sumie pół miliona złotych, drugie tyle próbowano wypłacić. Prokurator Beata Kwiećkowska zauważała, że oskarżeni prowadzili działalność przez ponad pół roku w 12 polskich miastach.