Dziennik Gazeta Prawna
Obecny kryzys migracyjny bywa nazywany największym w historii postzimnowojennej Europy, większym nawet niż trwające od kilku lat kłopoty strefy euro, większym niż wojna na Ukrainie. W Europie Środkowej takie stwierdzenie często wywołuje wzruszenie ramion: to kryzys, za który sporą odpowiedzialność ponosi bogaty Zachód i także on będzie musiał się zmierzyć z jego skutkami, przyjmując setki tysięcy, jeśli nie miliony uchodźców. To naiwne twierdzenie ignoruje fakt, że fale migracji zaczęły podmywać polityczną stabilność kontynentu. Przynajmniej z kilku powodów kraje Europy Środkowej powinny się tym martwić nawet bardziej niż kraje zachodnie.
Po pierwsze, kryzys pogłębia podziały w regionie, osłabiając jego – i tak ograniczoną – zdolność do wspólnego działania w Europie. Widać to szczególnie w Grupie Wyszehradzkiej, której spójność została wystawiona na próbę już przez wojnę na Ukrainie i egoistyczną politykę energetyczną Orbana. Dziś podziały widać jeszcze wyraźniej: Polska nie ma zamiaru osłabiać swojej pozycji w UE dla iluzorycznej harmonii V4 – i to w sprawie mocno wątpliwej. To jednak niejedyny rozziew w regionie napędzany przez kryzys. Tysiące uchodźców zmierzających do Europy podnoszą temperaturę w bałkańskim kotle. Wzajemne blokowanie granic między np. Chorwacją i Serbią ożywia stare animozje polityczne i resentymenty. To fatalna tendencja dla regionu, którego jedynym problemem jeszcze kilka miesięcy temu wydawało się nudnawe przygotowywanie do członkostwa w UE.
Po drugie, kryzys odtwarza podział Wschód – Zachód w Europie. W trakcie kryzysu strefy euro często mówiło się, że wprawdzie wróciła linia oddzielająca rozwiniętą Północ i biedniejsze Południe, ale za to zanikło wiele różnic między Wschodem a Zachodem. Sukcesy gospodarcze nowych członków UE przesunęły ich do Europy Północnej – tej bardziej racjonalnej, lepiej zarządzanej, z niższym bezrobociem i z niższą korupcją. Spór wokół przyjęcia uchodźców wbija solidny klin między Wschód i Zachód, a zwłaszcza między Niemcy a grupę V4. Przeciętny pan Schmidt znowu karmi się wygodnym stereotypem Europy Środkowej – a właściwie Wschodniej – jako regionu zacofanego, nacjonalistycznego, nieprzewidywalnego. Z kolei w perspektywie Pragi czy Budapesztu Niemcy to dziś nieodpowiedzialne „państwo hippisów”, które jednocześnie nie stroni od „brudnej gry” i narzuca innym otwarcie na uchodźców równie brutalnie, jak wcześniej politykę oszczędności Grecji. Ten obustronny spadek zaufania niszczy budowaną przez ponad dwie dekady wspólnotę interesów między Berlinem i Europą Środkową, czemu nie bez satysfakcji przygląda się np. Francja, o Rosji nie wspominając.
Po trzecie, podział Wschód – Zachód osłabia, i tak nieoczywistą, spójność Unii Europejskiej. Na integracyjnym mechanizmie widać już rysy wyrzeźbione przez spory Północy i Południa o gospodarkę, biedniejszych i zamożniejszych, o politykę klimatyczną oraz rozchodzące się wyobrażenia o warunkach współpracy z Rosją i USA. Kolejny podział dołożony przez kryzys migracyjny jest szczególnie bolesny, bo na poziomie wartości. Skoro dla jednych sednem europejskiej tożsamości jest przyjęcie uchodźców, a dla innych ochrona tejże tożsamości przed tymi samymi uchodźcami, topnieć musi przekonanie o wspólnocie wartości, kluczowej dla istnienia projektu integracyjnego. Jeśli te wszystkie rysy zaczną się na siebie nakładać, wzmocnieniu ulegnie tendencja do powstawania wąskich kręgów integracyjnych, rozpychania się łokciami przez większych graczy oraz mniej lub bardziej chaotycznych „exitów” krajów peryferyjnych.
Po czwarte, kryzys migracyjny solidnie zagraża strefie Schengen. W razie powtarzających się fal uchodźców czy też masowych wędrówek między krajami UE – pomimo kwot – należy się liczyć z coraz częstszym, wręcz rutynowym wprowadzaniem kontroli na granicach. Pół biedy, jeśli chodzi o turystów, gorzej z biznesem. Jeśli środkowoeuropejskie przemysły, należące w dużej mierze do łańcuchów produkcji globalnych koncernów, mają zachować istotny czynnik konkurencyjności – łatwy i bezwarunkowy dostęp do rynku europejskiego – konieczne będzie odtworzenie sprawnej infrastruktury granicznej. Takie ubezpieczenie będzie dużo kosztowało.
Po piąte, pod presją zmian może znaleźć się wiele polityk unijnych, ważnych dla Europy Środkowej – np. polityka strukturalna. Niemieccy i austriaccy politycy otwarcie grożą, że kraje odmawiające przyjęcia uchodźców muszą się liczyć z cięciami. Ograniczenie dostępu do funduszy może dokonać się jednak w bardziej miękki sposób: w ogniu negocjacji o nowym budżecie zostanie postawiony postulat przesunięcia unijnych środków ku polityce imigracyjnej i azylowej czy też na wzmocnienie polityki sąsiedztwa wobec krajów Bliskiego Wschodu i Afryki Północnej. Przeciwnikom kwot i jednocześnie beneficjentom dotychczasowej struktury wydatkowej z budżetu UE trudno będzie oponować bez ryzyka utraty wiarygodności. Z ich strony często przecież słychać argument, że najlepszą polityką wobec uchodźców będzie ustabilizowanie sytuacji w krajach ogarniętych chaosem.
Bardzo podobny schemat pojawić się może w polityce rolnej i klimatycznej. Od lat Unia Europejska jest oskarżana o destabilizowanie gospodarki afrykańskiej przez swój protekcjonizm i subwencjonowanie produkcji żywności. Kryzys migracyjny tylko te oskarżenia wzmacnia, co może doprowadzić do reformy wspólnej polityki rolnej. Europa Środkowa, w szczególności Polska, na pewno będzie na niej stratna.
I wreszcie klimat. Kraje zachodniej Europy, zwłaszcza Niemcy, przypisują globalnemu ociepleniu spory udział w wywołaniu kryzysów w Afryce i na Bliskim Wschodzie. Pustynnienie miało doprowadzić do upadku rolnictwa i wzrostu cen żywności, następnie do masowej migracji do miast, bezrobocia, protestów społecznych, rozruchów i wojen. Na końcu tego łańcucha nieszczęść jest gwałtownie rosnąca liczba uchodźców. W tej optyce zwolennicy radykalnego przejścia do gospodarki niskoemisyjnej zyskują dodatkowe argumenty i z pewnością będą je dyskontować na poziomie Unii Europejskiej. Zmiana energetyczna przestanie być, jak argumentują jej przeciwnicy, fanaberią bogatych społeczeństw Zachodu, ale kwestią europejskiego bezpieczeństwa. Z taką argumentacją bardzo nie po drodze wielu krajom Europy Środkowej uzależnionym od energochłonnego przemysłu.
Po szóste, problem uchodźców nie jest również obojętny dla strefy euro, która po wprowadzaniu w ostatnich latach nowych mechanizmów antykryzysowych zmierza ku kruchej – ale jednak – stabilizacji. Konieczność ponoszenia dodatkowych wydatków na tysiące uchodźców jest w tym kontekście sporym zagrożeniem, zwłaszcza że kraje peryferyjne, najbardziej wystawione na napływ tysięcy uchodźców, są jednocześnie najbardziej zadłużonymi członkami unii monetarnej. Urzędująca obecnie prezydencja luksemburska puściła w obieg propozycję, by zawiesić na pewien czas obowiązywanie kryteriów fiskalnych wobec takich krajów. Mogłoby to zostać niestety wykorzystane do trwałego zmiękczenia euro i rozcieńczenia reform w Grecji i we Włoszech. Dla krajów Europy Środkowej należących do strefy euro to kiepska wiadomość. Kolejny raz okazałoby się, że ich determinacja w doprowadzaniu własnych finansów publicznych do ładu w czasie kryzysu i forsowaniu dyscypliny na forum Wspólnoty była nieco naiwna.
Po siódme wreszcie, kryzys uchodźczy zmienia priorytety geopolityczne Zachodu, co powinno szczególnie niepokoić kraje nadbałtyckie i Polskę. Dużo trudniej będzie utrzymać zainteresowanie sprawą Ukrainy, która w optyce Paryża, Berlina czy Waszyngtonu może tracić na znaczeniu kosztem basenu Morza Śródziemnego. Aktywność Rosji w Syrii z pewnością uwzględnia ten wrażliwy punkt w relacjach między sojusznikami z UE i NATO. Być może kryzys uchodźczy na długie lata zatapia polskie marzenie o bazach Sojuszu i większym zaangażowaniu UE w krajach Partnerstwa Wschodniego.
Wielu chciałoby, żeby uchodźcy odbili się od środkowoeuropejskich granic, wrócili do siebie, zostawili w spokoju region, który nacierpiał się w czasach komunizmu i chciałby w dobrym nastroju konsumować owoce transformacji. Problem w tym, że bez względu na płoty i kwoty kryzys niemal na pewno uruchomi nową dynamikę polityczną, korygując cele, priorytety i polityczne narzędzia europejskiej integracji. Widać coraz wyraźniej, że Europa się zmieni. Jest spore ryzyko, że kraje w jej środkowej i wschodniej części poniosą największy koszt tej zmiany. ©?
Widać coraz wyraźniej, że Europa się zmieni. Jest spore ryzyko, że kraje w jej środkowej i wschodniej części poniosą największy koszt tej zmiany