Ekipa Poroszenki się degeneruje, sięga po metody Janukowycza i Kuczmy
Skandalicznie przeprowadzone wybory uzupełniające w Czernihowie, które wygrał 31-letni kandydat Bloku Petra Poroszenki (BPP), nie były jedynie wydarzeniem lokalnym. Batalia o jedno miejsce w parlamencie, przysługujące 300-tys. miastu w środkowej Ukrainie, jak w soczewce skupiła problemy nowej władzy. Ta miała się odrywać od starego, skorumpowanego systemu. W rzeczywistości zakonserwowała w Czernihowie patologie epoki Wiktora Janukowycza.
O głosy mieszkańców Czernihowa walczyło 91 kandydatów (rekord w historii Ukrainy), ale liczyło się tylko dwóch. Przedstawiciel BPP Serhij Berezenko oraz Hennadij Korban, człowiek skłóconego z prezydentem Poroszenką dniepropetrowskiego oligarchy Ihora Kołomojskiego, formalnie reprezentujący Ukraińskie Zjednoczenie Patriotów (UkrOP). Ani pierwszy, ani drugi nie miał nic wspólnego z Czernihowem.
Wygrał Berezenko stosunkiem głosów 36:15. Korban zapowiedział, że nie będzie zaskarżał wyników przed sądem. I to było jedyne cywilizowane zachowanie, bo generalnie kontrkandydaci nie przebierali w chwytach i sięgali po te najbrudniejsze. W przeddzień głosowania milicja wraz z grupą deputowanych zatrzymała samochód, którym przewożono sfałszowane pieczątki obwodowych komisji wyborczych – zapewne aby sfałszować wyniki.
To zdarzenie stanowiło swoistą puentę kampanii. Wcześniej władze pełną garścią czerpały z możliwości, jakie daje tzw. adminresurs, czyli zasoby dostępne urzędnikom. Specjalnie dla Berezenki Poroszenko stworzył Radę Rozwoju Regionalnego przy prezydencie, co pozwoliło Berezence składać obietnice związane ze zwiększeniem inwestycji dla regionu. Do Czernihowa pielgrzymowały dziesiątki polityków BPP, a nawet gubernator Odessy, były prezydent Gruzji Micheil Saakaszwili.
Korban, który otwarcie przyznaje się do przeszłości związanej z rejderstwem, czyli siłowym odbieraniem dochodowych firm innym przedsiębiorcom, nie pozostawał dłużny. Organizował bezpłatne koncerty, rozdawał ludziom kaszę gryczaną. W dzień głosowania obserwatorzy zauważyli też tzw. karuzelę, system gwarantujący kontrolę nad handlem głosami. Osoby, które decydują się sprzedać głos, pobierają od konkretnego sztabu wypełnioną już kartę do głosowania, którą wrzucają do urny, zaś ze sztabem rozliczają się, przynosząc czystą kartę z lokalu wyborczego.
W mieście pojawiły się nawet tituszki, czyli dresiarze, których zadaniem jest urządzanie prowokacji i zastraszanie wyborców. Część z nich legitymowała się fałszywymi legitymacjami małych, prowincjonalnych gazet. To właśnie tituszki poturbowały socjologa, który przeprowadzał w niedzielę sondaże exit poll.
Do tego należy dodać brudną propagandę, stosowaną przez obu kandydatów, w tym czernuchę, czyli wykupione materiały prasowe dyskredytujące rywali. A także sztuczki socjotechniczne w rodzaju zgłoszenia do wyborów dwóch osób z nazwiskami podobnymi do Hennadija Korbana, które miały mylić jego wyborców. Ani Henadij Karban, ani Hałyna Korpan nie prowadzili kampanii, a mimo to udało im się „zdobyć” w sumie 1,6 proc. głosów.
– Są ludzie, którzy bardzo chcą zwyciężyć. Oni nie tylko bardzo chcieli, ale wręcz czuli, że muszą wygrać za wszelką cenę – mówi DGP wiceszefowa parlamentu Oksana Syrojid z Samopomocy. Kandydat popierany przez partię stworzoną przez mera Lwowa Andrija Sadowego zajął trzecie miejsce. – Mieszkańcy Czernihowa doskonale się orientowali, jak haniebne były te wybory. Stąd niska frekwencja – dodaje. Nowego reprezentanta okręgu nr 205 wybierało jedynie 35 proc. uprawnionych. Dla rozpolitykowanej Ukrainy to bardzo niski odsetek.
Czernihów można traktować jako zapowiedź degeneracji ekipy Poroszenki. Do podobnego wydarzenia doszło w schyłkowej fazie rządów Łeonida Kuczmy. Wiosną 2004 r. zorganizowano wybory mera w zakarpackim Mukaczewie. Zostały one ostentacyjnie sfałszowane. Dochodziło do pobić obserwatorów. Pełnymi garściami korzystano z adminresursu (zamknięto m.in. sprzyjającą opozycji telewizję M-Studio). Powołano potem parlamentarną komisję śledczą, która miała wyjaśnić nadużycia. Ostatecznie sfałszowane wybory jednak uznano.
Za Mukaczewem stał człowiek Kuczmy Wiktor Medwedczuk. To on testował techniki wyborcze, które później powtórzono podczas pomarańczowej rewolucji. Idąc na całość na Zakarpaciu, obserwowano, jaka będzie reakcja zagranicy. I analizowano, na ile będzie można sobie pozwolić podczas decydującego starcia, jakim była rywalizacja Wiktora Juszczenki i Wiktora Janukowycza. Wybory w Czernihowie były utrzymane w trendzie późnego Kuczmy. – Poroszenko jest dla mnie w 30 proc. Janukowyczem. Ostatnie wybory są tego dowodem – podsumowuje dziennikarz śledczy Dmytro Hnap.
Nowe życie po staremu. Ukraina wciąż tonie w korupcji – na Forsal.pl