Euroazjatycka Unia Gospodarcza (EaUG), reklamowana u progu obecnej kadencji prezydenta Rosji jako jego idée fixe, siedem miesięcy po oficjalnej inauguracji nie budzi entuzjazmu wśród mniejszych uczestników
Wystarczy rzut oka na liczby. Według Biełstatu w pierwszych czterech miesiącach obowiązywania EaUG eksport Białorusi do Rosji spadł o 37,5 proc. Kazachstan – jak podaje Statkomitety – od stycznia do maja sprzedał północnemu sąsiadowi towary i usługi warte 16,4 proc. mniej niż w analogicznym okresie poprzedniego roku. Z kolei ormiańscy statystycy informują o prawdziwym krachu. W pierwszym kwartale 2014 r. eksport Armenii do Rosji był wart jeszcze 65,3 mln dol. W pierwszym kwartale tego roku zmalał do 1,4 mln dol., czyli aż o 98 proc. (rosyjscy statystycy tak wielkich strat nie dostrzegają – sugerują spadek wskaźnika „tylko” o połowę).
Rosjanie także nie mogą mówić o sukcesie, skoro ich eksport na Białoruś zmalał o 23,7 proc., do Kazachstanu – o 12,9 proc., a do Armenii – o 17 proc. Oczywiście, winę za taki stan rzeczy ponosi nie integracja, lecz kryzys gospodarczy, w jakim pogrążona jest Rosja. Co jednak charakterystyczne, w każdym przypadku dynamika spadku rosyjskiego eksportu była niższa niż dynamika spadku importu. Innymi słowy, pierwsze miesiące obowiązywania EaUG niekorzystnie odbiły się na saldzie handlu zagranicznego Armenii, Białorusi i Kazachstanu z Rosją. Wolumeny wymiany pomiędzy mniejszą trójką są na tyle niewielkie, że można je pominąć (choć podlegały jeszcze bardziej znaczącym fluktuacjom).
Muchy na rosyjskim kotlecie
Cała tajemnica polega na niekonkurencyjności gospodarek mniejszych państw członkowskich EaUG. Gdy zniknęły granice celne, towary produkowane przez białoruskich czy ormiańskich producentów zaczęły zalegać w magazynach, wypierane z rynku przez tańszą i lepszą jakościowo produkcję rosyjską. W dodatku nowe stawki celne zostały w większości ustalone zgodnie z zapotrzebowaniem Rosjan. Na przykład po to, by chronić rosyjskich producentów samochodów, wprowadzono zaporowe cła na auta sprowadzane z Zachodu. Z punktu widzenia Białorusinów czy Kazachów, którzy własnych osobówek nie produkują, było to zupełnie pozbawione sensu.
W drugą stronę to jednak nie działa. Moskwa kategorycznie odmawia ustępstw w kwestiach, które leżą w żywotnym interesie partnerów. Białoruś ubiega się np. o obniżenie cen gazu do poziomu wewnątrzrosyjskiego. Jest o co walczyć – Gazprom sprzedaje surowiec Mińskowi po 134 dol. za 1 tys. m sześc. Na tle innych państw Europy jest bardzo atrakcyjną stawką, ale średnia cena gazu na rynku wewnątrzrosyjskim wyniosła w 2014 r. równowartość 89 dol. Z kolei Kazachstan chciałby uzyskać dostęp do rosyjskiego systemu przesyłowego, by sprzedawać Rosjanom własny gaz. Wspólny rynek naftogazowy jest co prawda przewidziany, ale ma wejść w życie – jak to określono w traktacie o EaUG – „nie później niż 1 stycznia 2025 r.”.
Takie podejście partnerów jest silnie krytykowane przez stronę rosyjską. Putin określił je niegdyś mianem „białoruskich much na rosyjskim kotlecie”. „Państwom postsowieckim taka integracja daje możliwość po raz kolejny zaoszczędzić na tym czy innym ważnym towarze. Zaoszczędzić na koszt Rosji, bo innych tak szczodrych nie da się znaleźć. Tylko znajdująca się w jarzmie mitu »znów się zjednoczymy i wtedy dopiero będzie życie!« Rosja (a w zasadzie rosyjskie władze) jest gotowa za to płacić” – pisze „Biznies Gazieta” i przytacza argument prezydenta Armenii Serża Sarkysjana, że „uczestnictwo w euroazjatyckich projektach integracyjnych daje możliwość skorzystania z 30-proc. zniżki na paliwa”.
Chodziło o geopolitykę
Przyczyny konfliktów na linii Rosja – mniejsi członkowie EaUG trafnie podsumował ormiański ekonomista Wahagn Chaczatrian, były mer Erywania. – Pamiętacie argumenty o 170-milionowym rynku, które przytaczały władze? Zamiast tego powinny uczciwie przyznać, że członkostwo w Unii Euroazjatyckiej jest dla Armenii kwestią geopolityczną, a nie ekonomiczną – mówił podczas dyskusji w erywańskim Media-Klubie. Jeszcze bardziej druzgocącą tezę postawił inny ormiański ekonomista, Aszot Jeghiazarian. – Projekt EaUG był martwy od dnia narodzin. Wszystkie próby reintegracji obszaru postsowieckiego przez Moskwę są skazane na porażkę – przekonywał w gazecie „Arawot”.
Wybraliśmy cytaty specjalistów spod Araratu nie bez przyczyny – ich najtrudniej oskarżyć o rusofobię. O ile Białoruś i Kazachstan mogą – i starają się – lawirować między różnymi centrami siły, coraz bardziej obawiając się rosnącej asertywności i agresywności Rosji na arenie międzynarodowej, o tyle dla Armenii nie ma innego wyboru niż Moskwa. Ormianie żyją w cieniu rosnącego w siłę i bogactwa Azerbejdżanu, wspieranego przez Turcję (członka NATO), i czekają, aż Azerowie zdecydują się odbić okupowane przez Erywań od lat 90. terytoria Górskiego Karabachu. Baku przeznacza na armię więcej, niż wynosi cały budżet Armenii, stąd obawy te nie są bezpodstawne. Jedynym sojusznikiem pozostaje Rosja i jej baza wojskowa w Giumri.
Dlatego Armenia łatwiej niż Ukraina za czasów Wiktora Janukowycza uległa naciskom Kremla i porzuciła gotową do parafowania umowę stowarzyszeniową z Unią Europejską, by zdecydować się na wejście do EaUG. Na ulice Erywania wyszło kilka tysięcy protestujących, ale decyzji władz to nie zmieniło. Nieoficjalnie przedstawiciele władz tego kraju przyznawali w rozmowie z DGP, że decydująca była presja Moskwy, przed którą mała i uboga Armenia nie ma jak się bronić. Stawką może być samo przetrwanie państwa. Podobne względy przyświecają Kirgizom, którzy upatrują w integracji z Rosją ratunku w razie destabilizacji regionu, wywołanej np. upadkiem świeckich władz w Afganistanie czy ekspansji Państwa Islamskiego.
O tym, że chodziło o geopolitykę, świadczy zresztą sam programowy tekst Władimira Putina, opublikowany w październiku 2011 r. w „Izwiestijach”. Integracja gospodarcza – dowodził ówczesny premier – ma prowadzić do odbudowy związków między państwami byłego ZSRR. „Znaleźliśmy model, który pomaga zachować miriady cywilizacyjnych i duchowych nitek, jednoczących nasze narody. Zachować związki produkcyjne, ekonomiczne i inne, bez których nie da się wyobrazić sobie naszego życia” – czytamy w tekście zatytułowanym „Nowy projekt integracyjny dla Euroazji – przyszłość, która rodzi się dzisiaj”.
Daleko do wspólnej waluty
W październiku 2011 r. Unia Celna, organizacja łącząca Rosję z Białorusią i Kazachstanem, miała już ponad rok, trzy miesiące obowiązywały ostatecznie ujednolicone stawki celne. 1 stycznia 2012 r. na bazie UC utworzono wspólny rynek, nazwany Wspólną Przestrzenią Gospodarczą. Przestrzeń była wzorowana na rozwiązaniach Unii Europejskiej – również miała zawierać w sobie cztery wolności: przepływu towarów, kapitału, usług i przepływu ludności. Docelowo wszyscy mają płacić wspólną walutą – rosyjskim rublem lub nową jednostką, która mogłaby nosić nazwę ałtyn lub euraz (jewraz).
Powstała też Rada składająca się z prezydentów państw członkowskich, Komisja, na której czele stoi Wiktor Christienko, weteran pracujący w rządzie nieprzerwanie od 1998 do 2012 r., oraz Sąd pod przewodnictwem Białorusina Alaksandra Fiedarcoua. Od 1 stycznia 2015 r. są to już organy Euroazjatyckiej Unii Gospodarczej. W 2014 r. do procesu integracyjnego dołączyła Armenia, a przed dwoma miesiącami – Kirgistan. Chętny do akcesji jest jeszcze Tadżykistan, z kolei Wietnam w maju podpisał z EaUG porozumienie o utworzeniu strefy wolnego handlu.
Na papierze wszystko wygląda dobrze, ale w rzeczywistości partnerzy Rosji z mniejszą lub większą determinacją opierają się pogłębianiu integracji. Moskwie nie pomaga choćby retoryka co bardziej nacjonalistycznie nastawionych polityków i publicystów o konieczności rewizji granic z Kazachstanem czy przyłączenia Białorusi. Najlepszy przykład to kwestia wspólnej waluty. Ten problem od niemal dwóch dekad był podnoszony w relacjach Moskwy z Mińskiem. Białorusini albo stawiali zaporowe warunki (jak żądanie prawa emisji wspólnej waluty także dla Mińska), albo zdecydowanie odrzucali jakiekolwiek rozmowy w tej sprawie.
Po utworzeniu EaUG nic się nie zmieniło. – Ktoś tam dziś mówi o wspólnej walucie. My na razie nie czujemy takiej potrzeby. Taka kwestia nie istnieje w programie dnia, nie należy jej tam sztucznie wpychać, nie należy tworzyć struktur ponadnarodowych, jeśli choćby jedno państwo ich nie chce – tłumaczył prezydent Alaksandar Łukaszenka w rozmowie z kirgiską telewizją 24. Mińsk może w tej kwestii liczyć na wsparcie Astany: w kwietniu w imieniu Kazachstanu wprowadzenie wspólnej waluty kategorycznie wykluczył wiceminister gospodarki Timur Żaksyłykow.
Korzyści z otwarcia
Ekonomiści dodają zaś, że cały proces integracyjny przebiega w zbytnim pośpiechu. Według Andrieja Czebotariowa z Centrum Aktualnych Badań „Alternatywa” przed przejściem do kolejnego etapu integracji należałoby wdrożyć wszystkie postanowienia Unii Celnej i Wspólnej Przestrzeni Gospodarczej. Wtórował mu na antenie Radyja Swaboda białoruski analityk Dzianis Mieljancou. Nie brakuje jednak także odmiennych opinii, jak ta, że po okresie przejściowym otwarcie się na większy rynek rosyjski przyniesie korzyści także innym państwom. Bułat Sułtanow, były dyrektor Kazachskiego Instytutu Badań Strategicznych przy Prezydencie, spodziewa się, że w średnim okresie EaUG pozwoli jego krajowi przeorientować gospodarkę z surowcowej na wysokotechnologiczną.
Kirgistan z kolei liczy na przyciągnięcie inwestorów i reindustrializację. Andrej Jelisiejeu, ekspert Białoruskiego Instytutu Studiów Strategicznych, pisze: „Do korzyści z pogłębienia integracji gospodarczej należy bardziej efektywne wykorzystanie pracy i kapitału, współpracy produkcyjnej oraz wzrostu zysków wynikających ze współpracy naukowo-badawczej. I tak np. Rosja planuje rozwijanie związków kooperacyjnych z Białorusią w sektorach samochodowym, obronnym, kosmicznym i telekomunikacyjnym. Rosja i Kazachstan zamierzają rozwijać projekty integracyjne w metalurgii, sferze atomowej i aerokosmicznej”.
Kolejnym krokiem po EaUG ma być stworzenie Unii Euroazjatyckiej, już z komponentem politycznym. Ale i tu nie będzie łatwo. „Biorąc pod uwagę dotychczasowe doświadczenia integracji na obszarze postsowieckim (zwłaszcza w ramach Państwa Związkowego Białorusi i Rosji), można zakładać, że postrzeganie architektury hipotetycznej politycznej Unii Euroazjatyckiej przez poszczególne strony będzie się zasadniczo różnić” – pisze ekonomista Arsien Siwicki na łamach pisma „Jewrazijskoje Obozrienije”.