Teheran może zrezygnować z prób pozyskania broni jądrowej. A także pomóc w walce z Państwem Islamskim.
Dziś upływa termin, który sześć światowych mocarstw i Iran wyznaczyły sobie na osiągnięcie porozumienia w sprawie programu atomowego Teheranu. Choć obie strony zapewniają, że kompromis jest na wyciągnięcie ręki, prawdopodobnie rozmowy będą się toczyły do ostatnich godzin. Zresztą nawet zawarcie umowy jeszcze nie kończy sprawy.
Zgodnie z ramowym porozumieniem z początku kwietnia negocjacje nad finalną wersją miały się zakończyć do 30 czerwca. Tego terminu jednak nie udało się dotrzymać i prowadzone w Wiedniu rozmowy przedłużono o tydzień. Porozumienie ma zagwarantować, że Iran nie będzie w stanie wejść w posiadanie broni nuklearnej, o co od lat jest podejrzewany przez zachodnie mocarstwa, a w zamian zniesione zostaną sankcje, które coraz mocniej dają się we znaki jego gospodarce. Cały czas nierozstrzygniętą kwestią pozostaje to, w jaki sposób skutecznie kontrolować, czy Iran faktycznie będzie przestrzegał warunków (w szczególności chodzi o dostęp inspektorów do innych miejsc niż znane instalacje nuklearne, czyli o to, jak sprawdzić, czy Iran nie ma gdzieś tajnych zakładów, oraz o tempo znoszenia sankcji).
– Jest za pięć dwunasta, ale pomimo pewnych różnic, które pozostały, nigdy nie byliśmy bliżej trwałego rozwiązania – oświadczył irański minister spraw zagranicznych Mohammad Dżawad Zarif w anglojęzycznym nagraniu zamieszczonym w serwisie YouTube. – W kilku najtrudniejszych sprawach nie jesteśmy jeszcze tam, gdzie powinniśmy być. Negocjacje mogą się potoczyć w obu kierunkach – mówił jednak w niedzielę amerykański sekretarz stanu John Kerry. Teoretycznie w razie potrzeby rozmowy można by jeszcze wydłużyć, ale problem tkwi w tym, że jeśli porozumienie trafi do Kongresu przed 9 lipca, będzie on miał 30 dni na zajęcie stanowiska, a jeśli po tej dacie – to 60 dni. A i tak część kongresmenów i senatorów, zwłaszcza republikańskich, zarzuca administracji Baracka Obamy, że idzie na zbyt duże ustępstwa, bo nie dostaje żadnych gwarancji przestrzegania umowy.
Ale pomimo tych zastrzeżeń i całej nieufności, jaka panuje między Waszyngtonem a Teheranem, porozumienie, a w dalszej perspektywie normalizacja stosunków między nimi byłyby realnym dziedzictwem zarówno Obamy, jak i dość reformistycznego prezydenta Iranu Hassana Ruhaniego. Tym bardziej że możliwości do takiej normalizacji są. – Naszym wspólnym zagrożeniem jest rosnący w siłę brutalny ekstremizm i czyste barbarzyństwo – mówił w nagraniu z YouTube Zarif, wskazując na Państwo Islamskie.
– Jednym z najważniejszych powodów, dla których Iran gotowy jest podpisać porozumienie, nie są tak naprawdę sankcje, lecz Państwo Islamskie. Rada Strażników Rewolucji popiera porozumienie, bo obecnie na co dzień zajmuje się walką z bojownikami Państwa Islamskiego i potrzebuje w tym współdziałania USA, zwłaszcza w Iraku – mówił niedawno na jednej z konferencji naukowych Vali Nasr, dziekan wydziału studiów międzynarodowych na Johns Hopkins University w Baltimore. Taka nieformalna współpraca zresztą już od pewnego czasu trwa, bo i Stany Zjednoczone, i Iran uważają Państwo Islamskie za bardzo poważne zagrożenie dla swoich interesów w regionie.
Dla zwykłych Irańczyków główną korzyścią z ewentualnego porozumienia będzie jednak zniesienie sankcji, co wbrew oczekiwaniu wielu z nich nie nastąpi od razu, lecz po tym, gdy Międzynarodowa Agencja Energii Atomowej oceni przestrzeganie umowy, czyli prawdopodobnie pod koniec roku. Ostatnia tura sankcji, obejmująca przede wszystkim embargo naftowe, bardzo mocno uderzyła w irańską gospodarkę. Według szacunków Międzynarodowego Funduszu Walutowego PKB w przeliczeniu na jednego mieszkańca z uwzględnieniem parytetu siły nabywczej spadło z 12 tys. dol. w 2012 r. do 6,5 tys. rok później. Zmniejszone dochody ze sprzedaży ropy naftowej spowodowały ograniczenie subsydiów, w efekcie czego ceny wody, elektryczności i gazu od 2010 r. się potroiły. Skutkami sankcji są także zamknięcie tysięcy firm, przez co bezrobocie przekracza 15 proc., i inflacja, która mimo że od czasu odjęcia władzy przez Ruhaniego dwa lata temu spadła o połowę, wynosi 18 proc.
Zniesienie sankcji pozwoliłoby Iranowi na odbudowę gospodarki (przed wprowadzeniem zachodniego embarga naftowego był on drugim co do wielkości producentem ropy naftowej wśród krajów OPEC), co, biorąc pod uwagę potencjał ludnościowy kraju, dawałoby władzom w Teheranie nawet większe realne wpływy w regionie niż niedoszła bomba atomowa. Problem w tym, że tak samo jak w amerykańskim Kongresie, tak i w kręgach władzy w Teheranie jest silna frakcja przeciwna porozumieniu z przyczyn ideologicznych. Oraz w tym, czy faktycznie będzie ono przestrzegane. – W Iranie, kiedy się kupuje dywan, wraca się do sprzedawcy dwa-trzy razy. Czasami w negocjacjach nuklearnych ma się podobne poczucie. Jest takie irańskie powiedzenie, że prawdziwe negocjacje zaczynają się dopiero wtedy, gdy umowa jest podpisana – opowiada stacji BBC John Sawers, który w latach 2003–2007 był głównym brytyjskim negocjatorem w rozmowach nuklearnych z Iranem.