Po publikacji DGP dotyczącej rozpisania przetargu, tak by mogła wygrać tylko firma byłych żołnierzy, postępowanie uznano za nieważne. Ale konsekwencji służbowych nikt nie poniósł
Mniejsze przetargi organizowane przez jednostki wojskowe nie zawsze są kontrolowane / Dziennik Gazeta Prawna
Grzegorz Makowski dyrektor programu „Odpowiedzialne Państwo” Fundacji im. Stefana Batorego / Dziennik Gazeta Prawna
Wojsko rozpisało przetarg na naprawę pojazdów opancerzonych BRDM tak, by później móc na nich zainstalować konkretne urządzenia rozpoznania skażeń. Chodzi o sprzęt AP4C, który nie jest najtańszy, a według naszych rozmówców gorszy niż inny oferowany na rynku. Członkiem rady nadzorczej jedynego importera jest były szef wojsk chemicznych, a prezesem były wojskowy logistyk. Takie informacje opublikowaliśmy w Dzienniku Gazecie Prawnej 20 maja („Wojsko układa przetarg z wojskiem”).
Jeszcze tego samego dnia, czyli pięć dni przed planowanym otwarciem ofert, jednostka wojskowa 4224 w Wałczu postępowanie... unieważniła.
Dlaczego? „Zamawiający w załączniku nr 2 do SIWZ umieścił informację, że Wykonawca winien m.in. w procesie naprawy przygotować mocowania oraz zasilanie do automatycznego przyrządu do wykrywania skażeń chemicznych AP4C oraz AP4C-V. Podanie konkretnego typu automatycznego przyrządu (...) powoduje, że w przyszłości będzie można zamontować tylko urządzenie jednego producenta, ograniczając tym samym konkurencję i wykluczając innych potencjalnych Wykonawców” – czytamy w piśmie dowódcy jednostki płk. Eryka Hoffmana.
„Opis przedmiotu zamówienia spowodował, że doszło do naruszenia ustawy (...) wskazano w nim urządzenie określonej marki” – uzasadniał dalej wojskowy.
Jedynym dystrybutorem francuskich urządzeń AP4C i AP4C-V jest firma ASTRA Concept sp. z o.o. i w przyszłości tylko ona mogłaby dostarczyć takie urządzenia. – Nasza firma nie wpływała w żaden sposób na ten przetarg, a jego warunki (SIWZ) nie były i nie są nam znane – wyjaśniał Marek Małecki, prezes zarządu Astry.
Radości z takiego obrotu sprawy nie kryje konkurencja. – Jestem zadowolony, że Ministerstwo Obrony Narodowej podjęło taką decyzję. Mam nadzieję, że wszystkie firmy na rynku będą mogły konkurować na takich samych warunkach – stwierdza Paweł Witkowski, wiceprezes firmy Pimco, która także sprzedaje urządzenia do wykrywania skażeń. Już dziś wiadomo, że zostanie wszczęte kolejne postępowanie o udzielenia zamówienia.
O komentarz w tej sprawie poprosiliśmy byłego wiceministra obrony narodowej, odpowiedzialnego za modernizację armii i zakupy gen. Waldemara Skrzypczaka.
– Z oficjalnych dokumentów jasno wynika, że przetarg był ustawiony. Ktoś musiał te dokumenty zatwierdzić, ktoś musiał się pod nimi podpisać.
Przez takie przetargi wojsko dostaje sprzęt niskiej jakości. Ci, którzy to zrobili, powinni ponieść konsekwencje – mówi były wojskowy.
Spytaliśmy w Ministerstwie Obrony Narodowej, czy w związku z tym przetargiem ktokolwiek został ukarany. – Konsekwencje dyscyplinarne nie zostały wyciągnięte – informują DGP urzędnicy z departamentu komunikacji społecznej MON.
O ile te najgłośniejsze przetargi, gdzie wydajemy miliardy złotych – jak choćby głośne ostatnio śmigłowce – są pod uważną kontrolą wszelkich służb i dziennikarzy, mniejsze zamówienia organizowane przez jednostki wojskowe są kontrolowane rzadziej. Wątpliwości budziły np. zamówienia mundurów, w których zostały wybrane chińskie firmy. Czy zakup radarów meteorologicznych, które rok po transakcji trzeba było remontować. W tym wypadku u dostawcy również pracowali byli wojskowi. ©?
ROZMOWA
Zablokować obrotowe drzwi, zagospodarować eksgenerałów
Wojsko ogłasza przetarg, w którym wygrać może tylko urządzenie sprowadzane do Polski przez byłych wojskowych. Ustawka?
Typowa. I konflikt interesu. Są sposoby, żeby uniknąć takich sytuacji. Na przykład członkowie komisji deklarują, że nie ma konfliktu interesów i że nie mają żadnych powiązań z potencjalnymi dostawcami. Ale ci, co przygotowują specyfikację istotnych warunków zamówienia, tego nie robią. Gdyby ich do tego zobowiązać i publikować takie oświadczenia, byłby to pewien bezpiecznik. Próbujemy namówić ministerstwa, żeby przetestowały tzw. pakt uczciwości. To rozwiązanie przygotowane przez Transparency International – umowa cywilno-prawna, którą podpisują strona zamawiająca i oferenci biorący udział w procedurach zamówień. W ramach takiej umowy można by wpisać obowiązek podpisywania i upubliczniania wspomnianych deklaracji. Stosowanie miękkich rozwiązań przez urzędy powinno być bardziej popularne. Szczególnie w MON, gdzie wydaje się duże pieniądze.
Jak MON wypada na tle innych urzędów?
Nieźle. Resort jako jedyny ma rozwinięte biuro antykorupcyjne. Szkoda, że nie zadziałało w tej sytuacji. Dlaczego?
Były szef biura został prezesem dużej państwowej firmy zbrojeniowej.
To problem obrotowych drzwi, czyli przechodzenia osób pełniących wysokie funkcje publiczne do biznesu. Polskie przepisy nie tworzą ograniczeń w tym zakresie. Okres karencji między pełnieniem funkcji publicznej i podejmowaniem pracy w sektorze prywatnym, i to tylko w podmiotach, wobec których podejmowało się jakieś decyzje, to tylko rok. A można go łatwo obejść. Regulacje powinny dotyczyć większej grupy osób. Jeśli zaś chodzi o sam MON, to powinien mieć pomysł, jak zagospodarować byłych generałów. Mieć jakiś pakiet ofert pracy poza służbą, np. w charakterze ekspertów, analityków, doradców.