Dziennik Gazeta Prawna
Dziennik Gazeta Prawna
Sytuacja na Ukrainie i zagrożenie ze strony Rosji pozostają słusznie fiksacją polskiej dyplomacji. MSZ i Pałac Prezydencki z cichą aprobatą opozycji lansują temat jako zagrożenie numer jeden dla bezpieczeństwa europejskiego. Na horyzoncie są jednak co najmniej dwa wydarzenia, które przeniosą środek ciężkości unijnej debaty o tym, co jest w tej dziedzinie ważne. To imigranci i ewentualna operacja wojskowa przeciw organizacjom, które zajmują się szmuglowaniem na południe Europy ludzi z Afryki Północnej i Subsaharyjskiej.
Dziś Komisja Europejska zajmie się projektem, który określi zasady ustalania kwot imigranckich. Każde z państw unijnych w zależności od wielkości, liczby ludności i potencjału gospodarki będzie zobowiązane do przyjęcia odpowiedniej liczby ludzi przechwyconych na Morzu Śródziemnym. Z projektu dokumentu Komisji, który opisujemy w serwisie Dziennik.pl, wynika, że Bruksela nie zamierza robić wyjątków. Północ i Wschód UE liczyły na solidarność Zachodu i Południa w czasie aneksji Krymu i rebelii w Donbasie. Nadszedł czas na rewanż.
Berlin, Rzym, Ateny i La Valletta popierają Komisję Europejską. Wcześniej czy później wymuszą solidarność na Londynie, Warszawie, Wilnie czy Rydze. Polski rząd, mimo kampanijnego zamieszania, będzie musiał wykrzesać z siebie zdolność do działania. Będzie musiał przedstawić plan zagospodarowania ludzi, którzy znajdą się w „polskiej kwocie imigranckiej”. Obecnie walczy o to, by jej wielkości nie ustalała Bruksela, lecz aby pozostawić to w gestii rządów narodowych. Trudno powiedzieć, czy jest to stanowisko do utrzymania.
Paradoksalnie pacyfikowaniu kwot imigranckich szkodzi kontekst tego, co dzieje się na wschodzie Ukrainy. Rosjanie dozbrajają separatystów. Ściągają do obwodów donieckiego i ługańskiego nowe czołgi T-72BM, zestawy przeciwlotnicze Buk, które posłużą do wywalczenia przewagi w powietrzu i których obecność wynika z rosyjskiej doktryny wojennej. Zarówno Ukraińcy, jak i separatyści są coraz bardziej sfrustrowani brakiem konkluzji po porozumieniu Mińsk-2. Nowe walki są kwestią czasu.
– W minionych tygodniach i miesiącach obserwowaliśmy bezustanne wsparcie Rosji udzielane separatystom, w postaci ciężkiego uzbrojenia, artylerii, zaawansowanych systemów broni przeciwlotniczej, szkoleń, ale także ludzi – mówił w poniedziałek sekretarz generalny NATO Jens Stoltenberg. W ubiegłym tygodniu amerykański minister obrony Ashton Carter przekonywał, że separatyści „przygotowują się na kolejną sekwencję działań militarnych”. Lada moment będziemy budowali front dyplomatyczny przeciw Rosji. Próby wymigiwania się z kwot imigranckich tego nie ułatwią.
Oprócz kwot otwarta pozostaje kwestia operacji militarnej u wybrzeży Afryki Północnej. ONZ najpewniej na dniach wyda zgodę na jej przeprowadzenie na wodach terytorialnych Libii. Dowodzić będą Włosi. W sumie w koalicję zaangażuje się dziesięć państw. Między innymi Wielka Brytania. Celem są – zblatowani z państwem islamskim i różnej maści grupami rebelianckimi – przemytnicy ludzi. Jak pisze dziennik „Guardian”, brytyjska propozycja rezolucji dotyczącej operacji zakłada zastosowanie przeciw nim „wszelkich dostępnych środków”. W praktyce chodzi przede wszystkim o zatopienie ich „floty” i zbombardowanie lądowego zaplecza logistycznego. Jak jednak czytamy dalej w tym samym artykule, firmy przemytnicze mogą liczyć na ochronę ze strony części dżihadystów, z którymi dzielą się zyskiem. Tym samym operacja wojskowa może wymagać wsparcia szerszego niż koalicja 10 państw. Tu otwiera się pole do działania NATO. A Polska – podobnie jak w kwestii kwot – będzie musiała mieć swoje zdanie na temat skali i formy zaangażowania.
Na razie nikt z rządu oficjalnie nie zaprezentował polskiego stanowiska. Oprócz rytualnego poparcia dla rozwiązania problemu ginących na Morzu Śródziemnym imigrantów nie wiemy, jaki będzie polski udział w neutralizowaniu substratów po arabskiej wiośnie. Są nimi między innymi korzystające z rozkładu Libii gangi przemytnicze i milicje dżihadystowskie. Wcześniej czy później będziemy musieli się zadeklarować. Inaczej nie będziemy mogli liczyć na solidarność w radzeniu sobie ze skutkami ubocznymi Majdanu, którymi są wspierany przez Rosję separatyzm i balansowanie na granicy bankructwa państwa ukraińskiego. ©?