Tylko 1/4 z nas uważa, że w związku z rosyjskim zagrożeniem trzeba wprowadzić specjalną opłatę na wzmocnienie Sił Zbrojnych
Lęków pozbawionych jest 49 proc. ankietowanych / Dziennik Gazeta Prawna
Rosyjskiego pokazu siły bardziej obawiają się kobiety (58 proc) niż mężczyźni (42 proc.). Z kolei jeśli chodzi o rozkład wiekowy, najbardziej zagrożeni czują się najmłodsi ankietowani w wieku 18–24 lata oraz najstarsi od 55 lat wzwyż / Dziennik Gazeta Prawna
Obawy wynikające z sytuacji na Wschodzie i działań Rosji są realne i znaczne – to wyraźnie widać w naszym badaniu. Boi się ponad połowa Polaków przepytanych przez panel badawczy Ariadna. Lęków pozbawionych jest 49 proc. ankietowanych. Sondaż przeprowadzony został w związku z ostatnimi manewrami armii rosyjskiej w obwodzie kaliningradzkim i zapowiedzią rozmieszczenia tam rakiet Iskander. To pociski balistyczne krótkiego zasięgu (do 500 km), które mogą przenosić ładunki jądrowe. W kontekście tych działań odpowiedzi nie dziwią ekspertów. – Są one uwarunkowane tym, co się dzieje na Ukrainie. Gdyby nie scenariusz ukraiński, nie tylko manewry wojskowe, ale także zapowiedź umieszczenia rakiet nie wywarłyby takiego wrażania – jest zdania gen. Bogusław Pacek, doradca szefa MON.
Rosyjskiego pokazu siły bardziej obawiają się kobiety (58 proc) niż mężczyźni (42 proc.). Z kolei jeśli chodzi o rozkład wiekowy, najbardziej zagrożeni czują się najmłodsi ankietowani w wieku 18–24 lata oraz najstarsi od 55 lat wzwyż. W obu tych grupach odsetek takich osób sięga 56 proc. Z kolei najmniej obaw mają osoby w wieku 25–34 lata. W tej grupie 59 proc. nie czuje wcale lub raczej nie czuje zagrożenia działaniami Rosji. Najbardziej obawiają się zaś mieszkańcy małych miast – odsetek takich osób wśród nich sięga 56 proc., najmniej zaś ze średnich ośrodków, wśród nich 56 proc. deklaruje brak obaw.
– Lęki są słuszne. To próba (chodzi o działania Rosji – red.), najłagodniej mówiąc, straszenia. Jeśli wojsko ćwiczy, to nie dlatego, że się nudzi, ale dowódcy rozważają warianty, które mogą być zastosowane w praktyce – ocenia były wiceminister obrony narodowej Romuald Szeremietiew.
Wynik sondażu pokazuje w pewien sposób skuteczność rosyjskich wysiłków. Prężenie muskułów i pokazywanie rosnącej potęgi militarnej jest znakiem firmowym Władimira Putina od początku przejęcia władzy. To działania na użytek wewnętrzny, ale przede wszystkim próba wywarcia wrażenia na innych państwach, ich elitach i społeczeństwach. A w efekcie zniechęcanie ich do działań sprzecznych z interesami Kremla.
– W polityce obronnej występuje pojęcie odstraszania, czyli pokazania takiego potencjału obronnego, który odstrasza ewentualnego agresora. Ale istnieje także jego przeciwieństwo, czyli zastraszanie. To, co robi Rosja, organizując manewry, widowiskowe przeloty samolotów czy zapowiedzi rozmieszczania różnych rodzajów broni, to prowadzenie polityki, która ma działać na społeczeństwa i decydentów państw zachodnich. Efekty takiej polityki zastraszania widzimy w sondażu – podkreśla gen. Pacek. Poczucie zagrożenia powinno być argumentem do zwiększenia wydatków na wojsko i rozbudowy armii. Ten automatyzm jest jednak pozorny. Mimo obaw zaledwie jedna czwarta Polaków byłaby skłonna opodatkować się dodatkowo na rzecz wzmocnienia armii. Najbardziej chętni do takiego dodatkowego wysiłku finansowego są mieszkańcy dużych i największych miast (odpowiednio 30 i 40 proc. wyraża na to zgodę). Najwięcej przeciwników tego rozwiązania jest w miastach średniej wielkości (66 proc.). Chętniej opodatkowaliby się na ten cel mężczyźni (27 proc.) niż kobiety (25 proc.) Gen. Pacek uważa jednak, że i tak to optymistyczny wskaźnik, bo chodzi o pieniądze. A już obecnie rząd zwiększył obowiązkowy wskaźnik wydatków budżetowych na MON z 1,95 proc. PKB do 2 proc., tyle, ile zaleca NATO. Środki mają być uruchomione w budżecie na 2016 r. Przewidywane jest m.in. wzmocnienie artylerii, obrony przeciwlotniczej sił pancernych i marynarki wojennej. Program został jednak przygotowany, zanim tak ostro zarysowało się zagrożenie. Został skorygowany, ale pojawia się pytanie, czy nie powinien być wzmocniony. Zwolennikiem tego jest Romuald Szeremietiew. Uważa, że wskaźnik wydatków na wojsko powinien być podniesiony, a pieniądze inaczej wydawane. – Potrzebny jest powszechny system obrony terytorialnej, który z założenia jest tani i nie potrzebuje rakiet balistycznych. To już jest siła odstraszająca agresora, który wie, że spotka się z kosztownym dla niego oporem – zauważa Szeremietiew.
Innego zdania jest gen. Pacek. – Niezależnie od różnych obaw Polska nie jest krajem zagrożonym wojną, nie ma potrzeby przywracania poboru i nie ma potrzeby podejmowania gwałtownych działań. Ale należy dbać o system obronny państwa i doskonalić go szybciej, niż się robiło do tej pory – podsumowuje.