"Założeniem autorki było to, by tekst zszokował czytelnika, ale jedynie wywołał burzę protestów wśród naszych mieszkańców, którzy czują się obrażeni, zniesmaczeni" - pisze Tamara Mytkowska, rzecznik prasowy Urzędu Miasta Legionowo. "Legionowo nie jest jedynym miejscem z problemami, one istnieją w każdym mieście. O tym zresztą pisali do mnie także czytelnicy z innych miejscowości: że w reportażu, niczym w zwierciadle, ujrzeli swoją miejscowość z jej podziałami" - odpowiada Mira Suchodolska, autorka tekstu "Legionowo, miasto podzielone".
Tamara Mytkowska, rzecznik prasowy Urzędu Miasta Legionowo / Dziennik Gazeta Prawna
Mira Suchodolska, sekretarz redakcji / DGP / Marek Matusiak



W związku z publikacją w weekendowym wydaniu DGP (55/2015) artykułu „Legionowo, miasto podzielone” chciałabym, w imieniu władz miasta i oburzonych mieszkańców, wyrazić sprzeciw wobec przedstawionemu w tekście wizerunkowi Legionowa.
Pani Mira Suchodolska, notabene mieszkanka naszego miasta, której nikt zapewne nie zmusza, aby w tak paskudnym (jej zdaniem) Legionowie mieszkała, opisuje Legionowo jako miasto brzydkie, nieznane reszcie Polski (zapominając o Euro 2012, znanym w całym kraju Centrum Szkolenia Policji, fabryce namiotów Aviotex), podwarszawską sypialnię ssącą nieudolnie stolicznego cyca (cokolwiek to znaczy, nie otrzymujemy odpowiedzi, dlaczego ssiemy tego cyca nieudolnie). Rozumiem, że założeniem autorki było to, by tekst zszokował czytelnika, ale jedynie wywołał burzę protestów wśród naszych mieszkańców, którzy czują się obrażeni, zniesmaczeni i nie zgadzają się, aby tak poważna gazeta zniekształcała obraz miasta, w którym żyją.
Autorka pisze, że prezentuje „zdanie legionowian” – nie pisze jednak, że jest to garstka mieszkańców. Miasto zaprezentowane w reportażu to podzielone na kwartały getto, w którym strach wyjść na ulicę, pełne bezrobotnych, wykluczonych społecznie, gdzie adres nie tylko wyznacza status społeczny, ale także ten niewłaściwy – przekreśla szanse na resztę życia. Kozłówka i osiedla to slumsy, gdzie strach się zapuszczać.
To bzdura. Jak w każdym mieście, tak i w Legionowie znajdują się mieszkania socjalne, komunalne – ale nie ma getta. Przywoływana w tekście Kozłówka to miejsce, w którym w ostatnich latach zainwestowano miliony, zarówno na remonty zabytkowych budynków starych koszarów, jak i budowę nowych bloków, w których kwaterowani są mieszkańcy Legionowa – może ci mniej zaradni, bardziej potrzebujący, ale jednak regularnie opłacający czynsz, dbający o swoje mieszkania. Kozłówka ma swój klub, świetlicę, nowoczesny plac zabaw, ogrodzone boisko ze sztuczną nawierzchnią. Nie jest także „odcięta” od reszty miasta – przedostanie się do centrum bezpiecznym i w pełni zautomatyzowanym przejściem zajmuje zaledwie kilka minut, nieopodal znajdują się dwa przejazdy kolejowe.
Nie jest prawdą, że tory dzielą miasto na cztery części, przez co nie jest ono jednym organizmem – co prawda tory przechodzą przez środek Legionowa (dzięki torom Legionowo powstało i się rozwinęło), ale dwa bezkolizyjne i dwa zwykłe przejazdy kolejowe umożliwiają bezproblemowe przedostawanie się z jednej strony na drugą. Korki, jak w każdym większym mieście, są na wiadukcie, w jedną stronę i tylko po południu.
Ulica marszałka Piłsudskiego to nie główna arteria, lecz jedna z wielu ulic w centrum – arteriami można nazwać Warszawską, Sobieskiego i kilka innych ulic. Stado Biedronek to cztery sklepy w prawie 55-tysięcznym mieście, a lokalny handel ma się dobrze – zarówno na tętniącym życiem targowisku miejskim, jak i w lokalnych sklepach. Co prawda amfiteatr znajdujący się na wojskowym terenie został zlikwidowany, gdyż działkę wykupił inwestor marketu, ale w zamian mieszkańcy osiedla otrzymali park. Autorka pyta, czy dworzec w końcu powstanie? Dworzec stoi, czekając na wybór nowego wykonawcy, który go dokończy. A wybudowała go nie kolej, lecz miasto – dla wygody podróżnych, wraz z parkingiem wielopoziomowym oraz „wewnętrzną obwodnicą”.
Według autorki w Legionowie „niebezpiecznie być młodym, zwłaszcza młodym mężczyzną” – statystyki policyjne nie pokazują, żeby w Legionowie było niebezpiecznie. Co więcej – przeprowadzone w minionych latach badanie społeczne pokazało, że blisko 95 proc. mieszkańców czuje się tu bezpiecznie. Skąd zatem taka teza?
Nie wspomnę już o tym, że dwudniowe zamieszki pod komendą opisane zostały niezgodnie z prawdą: „było może 200 osób, dymili przez dwie godziny, ofiarą padła jedna szyba, nie została całkiem wybita” (...) Policja na grupkę protestujących wysyła „białe kaski”. Czy pani redaktor tam była? Pod komendą w dwa kolejne dni zgromadziło się po kilkaset osób, oprócz wybitej szyby uszkodzono 6 radiowozów, zniszczono kaski, tarcze, elewację, kostkę chodnikową, rannych zostało dziewięciu policjantów, jeden z nich ma złamaną rękę.
Obraz Legionowa przedstawiony w artykule jest nieprawdziwy, niesprawiedliwy i krzywdzący dla naszych mieszkańców. Utożsamiają się oni z miastem, które w dużej mierze sami wybrali jako swoje miejsce na świecie. Uważają, że może nie jest ono idealne, ale na pewno przyjazne, spokojne, bezpieczne. Oburzeni piszą na forach, dzwonią do urzędu, żądając sprostowania i przeprosin ze strony redakcji. A ja proszę o rozwagę przed opublikowaniem kolejnego tak niesprawiedliwego i pełnego kłamstw tekstu – szkodzi on nie tylko wizerunkowi miasta, lecz także wiarygodności DGP.

Założeniem autorki było to, by tekst zszokował czytelnika, ale jedynie wywołał burzę protestów wśród naszych mieszkańców, którzy czują się obrażeni i zniesmaczeni

ODPOWIEDŹ AUTORKI

Drodzy legionowianie, dyskutowaliśmy ze sobą na Facebooku (choć trudno to nazwać merytoryczną dyskusją), teraz zdecydowaliście się pretensje wyrazić w oficjalnym piśmie do DGP. Za jedno i drugie wam – w imieniu swoim i redakcji – bardzo dziękuję. Szczerze, bez ironii i sarkazmu. Dyskusja, nawet kłótnia, jeśli odbywają się z otwartymi przyłbicami jej uczestników, nie tylko rozgrzewają atmosferę, poprawiają krążenie, ale także przyczyniają się do szukania nowych rozwiązań, innego niż zwykle spojrzenia na pewne kwestie, otwierają nowe perspektywy. Musi być jednak spełniony jeszcze jeden warunek: strony muszą mieć dobre intencje, być otwarte na argumenty, a nie pałać chęcią zemsty i zaatakowania interlokutora. Bo nie przeciwnika przecież.
Więc zacznę od drobnego gestu. Przepraszam, że nazwałam (i to kilkukrotnie) Legionowo brzydkim miastem. To nie znaczy, że przestałam tak uważać, bynajmniej, architekta, który zgodził się na pewne rozwiązania, zakułabym w dyby. Ale zdaję sobie sprawę, że zabrakło mi empatii. Osoby, które odpowiadają za jego wygląd, na pewno miały dobre intencje. I mogły się poczuć niczym mama, która słyszy, jak sąsiadka pochylająca się nad wózkiem z noworodkiem wydaje okrzyk pełen zgrozy: „Och, jakie to dziecko paskudne”. Okropne zachowanie, przyznaję. Wiem, że to miasto bardzo się zmieniło, wypiękniało. Jest lepsze niż 20 lat temu. Dzięki jego zaangażowanym mieszkańcom.
Ale na tym koniec moich przeprosin, których część państwa tak gorąco się domagała (żeby była jasność – mnie przepraszać nie trzeba za te obelgi, których trochę padło z ust osób związanych z instytucjami samorządowymi). Bo cała reszta spraw opisanych w tekście to dane, które otrzymałam oficjalnymi drogami. A także reporterska fotografia rzeczywistości.
O 15-proc. bezrobociu informuje GUS, chyba nie oskarżycie tej instytucji o złe intencje wobec miasta i jego włodarzy? Mapę patologii i problemów społecznych zakreśloną w tekście opracowywałam na podstawie rozmów z funkcjonariuszami policji – także legionowskiej. Od policji pochodzą także statystyki przestępczości zawarte w tekście – z których wynika jasno, że jest ona bardzo niska. Pani rzecznik, pisząc list, powinna wcześniej dokładniej zapoznać się z inkryminowanym artykułem albo przeczytać go z większym zrozumieniem. Cytowane przez nią zdanie, że: „W Legionowie niebezpiecznie jest być młodym mężczyzną” zostało wyrwane z kontekstu. Jeśli go tam znów umieścić, okaże się, że sprawa dotyczy pewnej nadgorliwości – jak zarzucają niektórzy – policji, która z większą częstotliwością i nieustępliwością ma kontrolować i przeszukiwać mieszkańców pewnych kwartałów uznanych przez nią za niebezpieczne. Co jest zgodne z prawdą i logiką, prawda?
Kiedy chodzili państwo do szkoły, na lekcjach języka polskiego bywali pewnie dręczeni przez waszych nauczycieli pytaniami: „Co autor chciał przez to powiedzieć”. To trudne pytanie. Bardzo mi przykro, że źle zostałam zrozumiana.
Otóż mój tekst nie był – z założenia – o problemach komunikacyjnych miasta, o których wspomina w liście pani Tamara Mytkowska. Zresztą, jak pisałam, te ronda całkiem nieźle się sprawdzają, ale naprawdę to całkiem inny temat niż ten, który starałam się ugryźć. Nie była to także w zamierzeniu tak lubiana przez wszystkich urzędników laurka wychwalająca osiągnięcia włodarzy, gdzie wyliczone zostałyby ich liczne sukcesy, budynki, które wznieśli lub zamierzają, tekst cytujący ich głębokie, złote myśli. Nie był to też tekst, który napisałam pod tytułem: „Legionowo jako takie, a jak nie takie, to jakie i dlaczego”, wyliczający wszystkie za i przeciw, wspominający o architekturze, gospodarce, turystyce etc.
To był tekst o pewnych problemach społecznych (a także gospodarczych i związanych z bezpieczeństwem), które są w mieście od dawna, a ostatnio, na skutek nieszczęśliwego zbiegu okoliczności, wybuchły z dużą siłą i sprawiły, że Legionowo, w niekorzystnym kontekście, znalazło się pod medialnym ostrzałem. Ja wiem, nikt nie lubi, kiedy ktoś mu zagląda do komórki, gdzie zgromadziło się kupę brudu, pajęczyn, hasają szczury, podczas gdy wolałby mu pokazać wypucowany salon. Tyle że, szanowni państwo, to nie jest wasze prywatne miasto, wasza prywatna komórka. Mam do niej prawo zajrzeć i wyciągnąć na światło dzienne to, co byście chcieli w niej ukryć. Jako dziennikarz, jako obywatel Polski i jako mieszkanka Legionowa. Nie, nie byłam w stanie policzyć osób, które w tych trudnych dniach zebrały się przed legionowską komendą. Swoje szacunki oparłam na słowach osób, które odpowiadają za bezpieczeństwo w mieście. A więc policjantów. Może się mylili w szacunkach. Ale to, czy było ich 300 czy 500 osób, nie stanowi wielkiej różnicy. Ważniejsze jest to, że tak wielu mieszkańców miasta zdecydowało się tam być. Nie rzucali kamieniami, po prostu tam byli. Dlaczego? Na to pytanie musicie sobie państwo sami odpowiedzieć, uczciwie.
Nie, pani rzecznik, nikt mnie nie zmusza do mieszkania tutaj. Przeciwnie, sama wybrałam to miejsce i tym bardziej mi zależy, żeby było jeszcze lepszym miejscem do życia. Dla wszystkich, także dla biedniejszych i z różnych powodów wykluczonych. Budowa orlika (też jest o nim w moim tekście, tak samo, jak o świetlicy na Kozłówce) tego problemu nie załatwi. Jak go rozwiązać? Mam nadzieje, że będziemy o tym poważnie rozmawiać. Jeszcze poważniej i konkretniej niż w środę na tzw. debacie.
Na koniec jeszcze jedno: drodzy legionowianie, nie przejmujcie się tak bardzo. Legionowo nie jest jedynym miejscem z problemami, one istnieją w każdym mieście. O tym zresztą pisali do mnie także czytelnicy z innych miejscowości: że w reportażu, niczym w zwierciadle, ujrzeli swoją miejscowość z jej podziałami. Które są u nich poważniejsze niż te, które opisałam. Więc możecie się napawać Schadenfreude, tak bliskim sercu wielu rodaków.

Legionowo nie jest jedynym miejscem z problemami, one istnieją w każdym mieście. O tym zresztą pisali do mnie także czytelnicy z innych miejscowości: że w reportażu, niczym w zwierciadle, ujrzeli swoją miejscowość z jej podziałami