Były amerykański jeniec talibów, sierżant Bowe Bergdahl, został formalnie oskarżony o dezercję i niewłaściwe zachowanie w obliczu wroga. Jeśli zostanie uznany za winnego, grozi mu dożywocie.

W 2009 roku sierżant Bowe Bergdahl oddalił się ze swego posterunku w Afganistanie i zaginął bez wieści. Pięć lat później prezydent Barack Obama ogłosił, że Stany Zjednoczone wymieniły go na pięciu więźniów Guantanamo, wśród których byli wysocy rangą oficerowie i członkowie rządu talibów. Decyzję prezydenta krytykowali byli koledzy Bergdahla sugerując, że jest on zdrajcą, a nie bohaterem. Wczoraj wojskowy prokurator, porucznik Daniel King, wyraził podobną ocenę, przedstawiając akt oskarżenia wobec sierżanta. Oświadczył, że "dowództwo wojsk lądowych po wszechstronnym dochodzeniu, dotyczącym zaginięcia sierżanta Bowe Bergdala w Afganistanie, postanawia formalnie oskarżyć go o dezercję z zamiarem uchylenia się od służby oraz o niewłaściwe

zachowanie w obliczu wroga i spowodowanie zagrożenia bezpieczeństwa oddziału lub miejsca". Pierwszy z postawionych Bergdahlowi zarzutów niesie ze sobą potencjalną karę 5 lat więzienia, drugi - dożywocia. Obrońcy sierżanta apelują jednak do Amerykanów, by powstrzymali się z osądami, aż poznają wszystkie fakty.