Poprosiliśmy sztaby kandydatów o przesłanie nam ich kluczowych postulatów gospodarczych. Na łamach DGP szacujemy ich koszty. Najbardziej zachowawczy wydaje się Bronisław Komorowski
Ile kosztuje kiełbasa wyborcza / Dziennik Gazeta Prawna
dr Wojciech Jabłoński politolog, UW / Dziennik Gazeta Prawna
Wyraźną ekspansję w wydatkach widać u kandydata PiS Andrzeja Dudy. Od konkretów ucieka z kolei kandydat PSL Adam Jarubas.
Wiek emerytalny
Najbardziej kosztowne zmiany wynikają z propozycji zmian w systemie emerytalnym. Jednym z najgłośniejszych pomysłów jest odwrócenie reformy wydłużającej wiek emerytalny. Wprost żąda tego kandydat PiS Andrzej Duda. Magdalena Ogórek (SLD) chce w tej sprawie referendum.
Jak wynika z uzasadnienia do ustawy wydłużającej wiek emerytalny, w przyszłym roku zysk Funduszu Ubezpieczeń Społecznych z podwyższenia wieku emerytalnego to 4 mld zł. W kolejnych trzech latach niemal 7 mld zł. W 2020 r. to już 11 mld zł rocznie. Czyli co najmniej takie kwoty powinny w kolejnych latach płynąć do FUS z budżetu, by zapełnić dziurę wynikającą z odwrócenia reformy emerytalnej.
Gdyby nie wydłużenie wieku emerytalnego, w 2020 r. na emeryturze byłoby ok. 800 tys. osób więcej. Łączne skutki zmiany w ciągu czterech lat to ok. 40 mld zł. Mniej kosztowne są zapowiedzi Bronisława Komorowskiego wprowadzenia dodatkowych kryteriów przejścia na emeryturę (np. długiego stażu pracy). Takie rozwiązanie działa dziś przy okazji emerytur częściowych. Mogą się o nie starać kobiety ze stażem pracy minimum 35 lat (o ile ukończyły 62 lata) i mężczyźni z 40-letnim stażem pracy (po ukończeniu 65. roku życia). Dziś nie jest to atrakcyjna propozycja, bo osoby, które ją wybiorą, otrzymują połowę emerytury. Gdyby była pełna, koszty rozwiązania mogłyby wzrosnąć. Rocznie przyznawanych jest ok. 100 tys. emerytur. Jeśli jedna trzecia zdecydowałaby się skorzystać z rozwiązania i przeszłaby na emeryturę według starego wieku, dodatkowe wypłaty świadczeń mogłyby wynieść ok. 0,5 mld zł rocznie.
Emerytury obywatelskie
To pomysł pojawiający się u Janusza Palikota i Pawła Kukiza. Oznacza on zastąpienie obecnie wypłacanego świadczenia zależnego od odłożonej składki identyczną dla wszystkich emeryturą opłacaną z budżetu. Szacowanie kosztów zależy od jej wysokości i momentu wprowadzenia. Zapewne spora część emerytów, których świadczenia byłyby niższe, upomniałaby się o prawa nabyte. Janusz Palikot proponuje, by wszystkim emerytom wypłacać równe świadczenie po ok. 2 tys. zł. To suma zbliżona do przeciętnej emerytury. Jak wynika z naszych wyliczeń, dla ok. 6 mln emerytów z FUS i KRUS wypłata wyniosłaby 140 mld zł. Mniej więcej tyle, ile na ten cel wypłacane jest dziś. Zatem zmiana systemu byłaby neutralna. Oszczędności mogłyby wynikać z likwidacji KRUS i FUS postulowanej przez Palikota. Ale dla dwóch milionów emerytów w KRUS oznaczałoby to obniżkę świadczeń i należałoby się liczyć z ich roszczeniami. Kwota jest trudna do wyliczenia. Według ostrożnych szacunków wyniosłaby co najmniej 10 mld zł rocznie. Paweł Kukiz proponuje okres przejściowy, w którym część emerytur byłaby wypłacana na starych zasadach.
Likwidacja emerytur
Najdalej idzie Janusz Korwin-Mikke. Proponuje zniesienie przymusu emerytalnego, czyli każdy ubezpieczałby się sam. Teoretycznie dla budżetu to zysk, bo nie musiałby wydawać ponad 140 mld zł rocznie na ten cel. Ale pozostają identycznej wysokości roszczenia obecnych emerytów. Wątpliwe, by jak chce kandydat – wystarczył na ten cel państwowy majątek. Firmy kontrolowane przez państwo to kwota ponad 100 mld zł. Jeśli nawet doliczymy do tego Lasy Państwowe, na których sprzedaż nie ma zgody – kwota rośnie do ok. 600 mld zł. Co wystarczy na pokrycie emerytur w ciągu czterech lat. Potem dziura wyniesie 140 mld zł w ciągu roku.
Podatki. Wolna kwota
Jednym z ważniejszych postulatów, jaki przewija się w propozycjach kandydatów, jest zmiana kwoty wolnej od podatku. Mówi o tym Andrzej Duda, Magdalena Ogórek, ale też Adam Jarubas z koalicyjnego PSL. Każde zwiększenie tej kwoty to wyłom we wpływach z PIT. Dziś roczne dochody w wysokości 3091 zł są zwolnione z opodatkowania. Gdyby kwotę wolną podwoić (jak chcą chociażby Janusz Palikot czy Magdalena Ogórek) we wpływach (liczonych łącznie ze składką zdrowotną i ubezpieczeniową oraz kwotą transferowaną do samorządów), powstaje dziura rzędu 13,8 mld zł. Z kolei zwiększenie rocznego dochodu wolnego od podatku do np. 8 tys. zł (jak postuluje Andrzej Duda) oznacza ubytek we wpływach ok. 21 mld zł. Ale już z kwotą wolną na poziomie 20 tys. zł (to pomysł zgłaszony przez kandydatkę SLD) ubytek sięgnąłby 75 mld zł.
Podatkowy remont
Kandydaci rzadziej wskazują na zmiany konkretnych stawek podatkowych. Najbardziej radykalny jest Janusz Korwin-Mikke, który chciałby likwidacji PIT, CIT oraz podatków od kupna-sprzedaży, darowizn, spadków. Sama likwidacja obu podatków dochodowych kosztowałaby system finansów publicznych utratę wpływów rzędu 100 mld zł rocznie.
Duże zmiany w stawkach chętnie widziałby Janusz Palikot. Jeden z jego pomysłów to wzrost stawki CIT (do 25 proc.), co mogłoby skutkować zwiększeniem wpływów rzędu 7 mld zł, wprowadzenie jednolitej stawki VAT na poziomie 20 proc. (ok. 21 mld zł w budżecie dodatkowo), ale przy bardzo wysokiej kwocie wolnej (12 tys. zł), co skutecznie połknęłoby te ekstradochody, bo oznaczałoby niższe wpływy do systemu finansów publicznych o blisko 44 mld zł. W PIT miałyby przy tym obowiązywać trzy stawki (20, 30, 40 proc.).
Inne pomysły – jak propozycja Pawła Kukiza zamiany CIT podatkiem obrotowym od handlu wielkopowierzchniowego oraz usług finansowych – co do zasady powinny być raczej neutralne budżetowo. Kukiz chciałby także ujednolicenia stawek VAT, ale nie precyzuje, ile miałaby ona wynosić.
Z propozycji podatkowych kandydatów warto zwrócić uwagę na pomysł Magdaleny Ogórek, która chętnie widziałaby 15-proc. CIT. Takie obniżenie stawki może oznaczać spadek dochodów budżetowych o 4–5 mld zł.
Rodzina
Andrzej Duda proponuje podwyższenie wydatków na wsparcie rodzin do 4 proc. PKB. Co oznacza ponad dwukrotny wzrost wydatków, które wynoszą dziś według OECD 1,8 proc. PKB – z ok. 30 mld zł do blisko 70.
Najbardziej kosztownym fragmentem programu kandydata PiS mogą być zasiłki 500 zł na każde dziecko w rodzinach ubogich i mało zarabiających. Przyjęliśmy bardzo ostrożne założenie, że taki zasiłek trafi tylko do 1,5 mln dzieci, których rodzice otrzymują dziś świadczenia rodzinne. Ostrożne szacunki wskazują, że to minimum 10 mld zł na ten cel.
Ulgi na dzieci
Paweł Kukiz proponuje dodatkowe ulgi od trzeciego dziecka w rodzinie, choć nie ma konkretów, dlatego trudno je wycenić. Janusz Palikot chce, aby koszty dowozu dzieci do szkoły można było odliczać od podatku. Przyjmując, że rodzice mogą odliczać 50 zł miesięcznie na ten cel, roczna suma odliczeń wyniosłaby od 3 do 4 mld zł.
Bon opiekuńczy jest propozycją, nad którą będzie zastanawiał się prezydent Komorowski. Rodzice dzieci do lat trzech mogliby dostawać bon, którym opłacaliby opiekę nad dzieckiem w żłobku lub np. u opiekuna dziennego. Jak wynika z naszych szacunków, gdyby taką formą opieki objąć jedną trzecią dwóch roczników dzieci w wieku od roku do trzech lat i bon wynosiłby 500 zł miesięcznie, roczny koszt dla budżetu wyniósłby 1,5 mld zł.
OPINIA
Usługa o charakterze ulotnym
dr Wojciech Jabłoński politolog, UW
Z punktu widzenia kandydatów lepiej obiecywać na wyrost, niż nie mówić nic. Taka jest logika marketingu politycznego. W nim program wyborczy nazywa się z ironią usługą o charakterze ulotnym. Pamięć społeczna jest krótka, część wyborców chce być oszukiwana i między jedną a drugą kadencją często udaje się obietnice zapomnieć i doprowadzić do ponownego wyboru kandydata. Wyborcy głosują ponownie, bo albo boją się kontrkandydata, albo są tak zaślepieni marką swojego wybrańca, że nie zwracają uwagi na niespełnione obietnice. Tę prawdę potwierdzają kariery Aleksandra Kwaśniewskiego czy Donalda Tuska. Politycy muszą tylko pamiętać, że wyborcy nie można powtarzać tych samych obietnic. Ponadto wyborcy w większości przypadków się nie orientują, że dużo kwestii poruszanych przez kandydatów nie mieści się w kompetencjach urzędu prezydenta.