USA jątrzą w sprawie Ukrainy i przeszkadzają Berlinowi w rozmowach z Rosją – pisze „Der Spiegel”. Niemców niepokoją wypowiedzi dowódcy sił NATO w Europie gen. Philipa Breedlove’a, zwolennika dostarczenia Ukraińcom broni. „Rząd Niemiec robi, co może, by wpłynąć na Breedlove’a. Rozmowy na ten temat trwają od kilku tygodni” – czytamy.
Spór dotyczy głównie obecności lub nie rosyjskiej armii w Zagłębiu Donieckim oraz pytania, czy Zachód powinien ulegać pogróżkom, że wysłanie broni Kijowowi doprowadzi do eskalacji konfliktu. „Nowaja Gazieta” przed tygodniem opublikowała rozmowę z jednym z rosyjskich interwentów, którzy jadąc z dalekiej Buriacji „na ćwiczenia”, zatrzymali się aż pod Debalcewem, a znaki rozpoznawcze na czołgach zamalowali jeszcze za Uralem. Oczywiście w myśl rosyjskiej propagandy nigdy nieeksportowane z Rosji, choć widoczne na filmach z Donbasu czołgi T72-B3 dla parapaństw, napięcia nie eskalują, bo nie istnieją, ale potencjalna broń dla państwa broniącego się przed agresją – już tak. Rozmowę przeczytało milion internautów. Można mieć nadzieję, że byli wśród nich również czytelnicy z Berlina.
W sporze Berlina z Breedlove’em chodzi jednak o coś więcej. Rozmowy w Mińsku to pierwszy raz, gdy o bezpieczeństwie w Europie decydowano bez udziału USA. Moskwa od lat dążyła do przekształcenia relacji z Zachodem w koncert mocarstw, w którym o sprawach Europy decydują na najwyższym szczeblu Rosja, Niemcy i Francja, ale już nie przewyższające ją potencjałem USA. I jeszcze nigdy nie była tak blisko osiągnięcia tego celu. Pierwsza konferencja w Mińsku we wrześniu 2014 r. odbyła się w formacie UE – Rosja – Ukraina. Na drugiej Unii już nie było. Niepokoi też podpisana w Mińsku deklaracja, która głosi, że strony „są przywiązane do idei wspólnej przestrzeni humanitarnej i gospodarczej od Atlantyku po Ocean Spokojny”.
To pomysł wprost z zeszytu Dmitrija Miedwiediewa, który koncepcję Europy od Lizbony po Władywostok przedstawił podczas szczytu NATO w 2010 r. Wówczas Europa ją odrzuciła. Teraz Berlin i Paryż deklarują „przywiązanie do idei”. Niemców wyraźnie kusi koncepcja powrotu do XIX-w. koncertu mocarstw, bez bagażu słabszych państw UE. Kusi, choć taki powrót wymagałby udziału w koncercie państwa agresora. To najbardziej niepokojąca styczna w interesach Berlina i Moskwy, a zarazem punkt najbardziej oddalony od naszych interesów. Polska dyplomacja, deklarująca bliskie jak nigdy relacje z Niemcami, ma o co walczyć.