Brytyjska prasa przynosi informacje o ciekawym międzynarodowym sondażu opinii przeprowadzonym przez instytut IPSOS-MORI wśród ponad 11 tysięcy mieszkańców z 14 państw. Chodziło o zbadanie, jak percepcja społeczna problemów współczesności ma się do ich rzeczywistej skali. Wiele mówiący tytuł sondażu to "Indeks ignorancji".

Piątka najlepiej poinformowanych narodów to Szwedzi, Niemcy, Japończycy, Hiszpanie i Brytyjczycy. Najgorzej wypadają: Włosi, Amerykanie, Koreańczycy, Polacy i Węgrzy.Odpowiadając na pytanie ile nieletnich zachodzi w ciążę, Amerykanie uznali, że prawie jedna czwarta, podczas gdy naprawdę 3%. W Polsce percepcja 18%, a naprawdę problem ten dotyczy 1 %. Tym samym zajęliśmy drugie miejsce w Indeksie Ignorancji. Na pytanie ilu jest w kraju emerytów, Włosi odpowiadają, że prawie połowa obywateli, gdy naprawdę dotyczy to 1/5, Polacy - znów na drugim miejscu indeksu - uważają, że 42%. A naprawdę chodzi o 15 %.

Dyrektor instytutu IPSOS-MORI, Bobby Duffy wyjaśnia, że większość ludzi ma kłopot z zapamiętywaniem liczb, a jeśli postrzegają coś jako problem - wyolbrzymiają jego skalę. Zawyżając liczby są jeszcze bardziej przekonani o powadze problemu.

W tym kontekście najciekawsze są pytania dotyczące liczby muzułmanów i imigrantów. Tu przesada bije rekordy: w Polsce co tysięczny mieszkaniec to muzułmanin, ale w percepcji społecznej - co dwudziesty! Liczbę imigrantów Polacy oceniają na 14%. Naprawdę jest ich niecałe 2 %. W Wielkiej Brytanii margines błędu jest o 1 procent niższy.

- Jest to pesymistyczny choć prawdziwy obraz naszego społeczeństwa. Trzeba jednak podkreślić, że to nie jest tylko polska przypadłość - mówi dr Igor Lyubashenko, politolog SWPS.

- Aby zrozumieć dokładnie ten proces trzeba cofnąć się do lat 90. kiedy zaczynały się kształtować współczesne media i zaczynał rozwijać się internet. Wówczas taką dominującą konkluzją było to, że pozwoli on na powrót do korzeni demokracji - zarówno ze względu na nowe możliwości komunikacyjne, jak i na powszechny dostęp do informacji. Internet dawał nadzieję na to, że teraz każdy obywatel będzie mógł brać udział w życiu publicznym. Z perspektywy czasu widać, że stało się zupełnie odwrotnie. Natłok informacji spowodował, że przyjmujemy je zupełnie bezrefleksyjnie i nie mamy czasu na zastanowienie się czy są one prawdziwe. Często mylimy także fakty z opiniami i nie potrafimy ich krytycznie ocenić - dodaje dr Igor Lyubashenko.

Respondenci z Polski mylili się najbardziej szacując tempo starzenia się społeczeństwa i ocenili odsetek osób powyżej 65 r. życia na średnio 42 proc. To wynik o 27 punktów procentowych wyższy od rzeczywistej, 15-procentowej wartości. Podobnym problemem było także wskazanie liczby bezrobotnych w Polsce, którą ankietowani przeszacowali o 25 punktów procentowych (faktycznie 9 proc.). Co ciekawe, polscy ankietowani zdecydowanie wyolbrzymiają także odsetek imigrantów (14 proc. w stosunku do rzeczywistych 1,75 proc.), a zaniżają procentowy udział chrześcijan w polskim społeczeństwie (79 proc. w stosunku do rzeczywistych 94 proc.).
- Warto spojrzeć też na te wyniki pod kątem zamożności społeczeństwa. Nie bez przyczyny indeks ignorancji jest najniższy w Szwecji, która jest zamożnym krajem. W Polsce szczególnie trudna sytuacja panuje wśród młodych obywateli, którzy dopiero rozpoczynają życie zawodowe. Koncentrują się oni głównie na przetrwaniu, a zaangażowanie w życie publiczne - zarówno czynne jak i bierne - schodzi na dalszy plan - dodaje dr Lyubashenko.
Taki stan rzeczy może w przyszłości mieć bardzo duże konsekwencje: - Pamiętajmy, że demokracja to proces. Istotą tego procesu jest to, że politycy są obrazem społeczeństwa, które ich wybiera. Jeśli więc społeczeństwo nie interesuje się polityką, to do głosu bardzo łatwo mogą dojść populiści. I zaczyna się samonakręcający się mechanizm - podsumowuje Lyubashenko.