Na światło dzienne wychodzi coraz więcej szczegółów dotyczących zagranicznych wyjazdów posłów. Zdaniem posła Przemysława Wiplera, polska polityka zagraniczna, także w Sejmie, to turystyka wyjazdowa na koszt podatnika. Wipler twierdzi, że był świadkiem jak parlamentarzyści na tego typu wycieczki się umawiali. "Posłowie w tym zakresie robią między sobą spółdzielnie. I co ciekawe - to były często spółdzielnie ponadpartyjne" - dodał Wipler.

Mechanizm jest prosty. Posłowie biorą ryczałt na każdy samochód w osobna, a jadą jednym. Często jest tak, że rozliczenie następuje nie według faktycznie poniesionych kosztów, lecz na podstawie oświadczenia. "Jeżeli koszt paliwa wynosi 2 tysiące złotych, a każdy z nich otrzyma 3 tysiące złotych to na jednym takim wyjeździe każdy może być do przodu o bardzo poważne pieniądze" - mówi Wipler.

Pytany, dlaczego mając wiedzę o tego typu praktykach, nie zgłosił ich odpowiednim władzom, odpowiedział, że co innego powszechna wiedza, a co innego możliwość jej udowodnienia.
Dyskusja na temat rozliczeń zagranicznych wyjazdów posłów to pokłosie sprawy trzech posłów PiS, Adama Hofmana, Mariusza Kamińskiego i Adama Rogackiego, którzy wzięli z sejmowej kasy pieniądze na przejazd samochodem do Madrytu na posiedzenie Komisji Zagadnień Prawnych i Praw Człowieka Zgromadzenia Parlamentarnego Rady Europy, a polecieli tam tanimi liniami w towarzystwie żon. Mieli tam jedynie podpisać listę obecności.