Ciąg dalszy sprawy Przemysława Wiplera. Opinia publiczna poznała nagrania z monitoringu sprzed lokalu na ulicy Mazowieckiej w Warszawie.

Na ujawnionych fragmentach nagrań z incydentu z października ub. roku widać m.in. jak radiowóz na sygnale podjeżdża do dwóch stojących na ulicy przed klubem mężczyzn. Wipler, który siedział na murku i widział całe zajście, podchodzi do radiowozu i zaczyna rozmawiać z policjantami. Nie wiadomo, co mówi, ale kilkanaście sekund później zaczyna się przepychanka. Jeden z mundurowych pryska politykowi w twarz gazem. Następnie z policjantką przewracają posła na ziemię i próbują go skuć. Poseł się wyrywa, wierzga nogami, policjantka bije go pałką.

Śledczy zarzucili Wiplerowi, że popełnił dwa czyny: zmuszał przemocą funkcjonariuszy policji do zaniechania prawnej czynności służbowej, naruszając jednocześnie ich nietykalność cielesną oraz "znieważał dwóch funkcjonariuszy słowami powszechnie uznawanymi za obelżywe podczas i w związku z pełnieniem przez nich obowiązków służbowych". Akt oskarżenia trafił do Sądu Rejonowego Warszawa-Śródmieście.

Poseł Przemysław Wipler chce wyjaśnień od premier Kopacz, ministrów i szefów policji. "Taką wersję przedstawiałem od samego początku" - mówił poseł w radiowej Jedynce. Jak podkreślił, w tej sprawie powinna wypowiedzieć się szefowa rządu, minister spraw wewnętrznych i szefowie Komendy Głównej i Komendy Stołecznej Policji. W jego opinii, powinni wyjaśnić, dlaczego przez rok nie opublikowano nagrań z tamtych zajść. Poseł mówił, że już po trafieniu do szpitala po ubiegłorocznym zajściu napisał na Twitterze, że domaga się ujawnienia monitoringu. Przez rok do tego nie doszło. Kandydat na prezydenta Warszawy mówił, że przez ten rok on sam był "szczuty i upokarzany". Teraz interweniuje przy podobnych kontrowersyjnych sprawach z udziałem straży miejskiej i policji. Jak podkreślał, ci ludzie często nie mają możliwości obronienia się, "są niszczeni", a nikt nie interesuje się ich losem.

Były podstawy do użycia środków przymusu bezpośredniego wobec Przemysława Wiplera - przekonuje stołeczna policja. Rzecznik KSP Mariusz Mrozek tłumaczy, że działania funkcjonariuszy były uzasadnione i zgodne z prawem. „Zachowanie pana posła Wiplera, które stanowiło bierny i czynny opór, wyczerpywało w tym momencie znamiona czynu karalnego i umożliwiało policjantom użycie środków przymusu bezpośredniego. Takie środki zostały użyte w postaci pałki służbowej, gazu pieprzowego i siły fizycznej” - podkreśla rzecznik stołecznej policji.

Mariusz Mrozek zaprzecza zarzutom jakoby policjanci mieli przekroczyć swoje uprawnienia. Jak tłumaczy użycie środków przymusu bezpośredniego w tym pałki służbowej jest regulowane odpowiednimi przepisami i w tym przypadku w ocenie policji zostało użyte zgodnie z procedurami. Mariusz Mrozek dodaje, że podobnie ocenił to prokurator. Rzecznik stołecznej policji podkreśla, że ujawnione nagrania to tylko część materiału dowodowego w sprawie Przemysława Wiplera. Policja poza całością nagrań dołączyła również zeznania świadków.

Szefowa MSW Teresa Piotrowska zażądała od policji informacji dotyczących przebiegu incydentu z posłem Przemysławem Wiplerem. Mariusz Mrozek zapewnia, że pani minister podobnie jak poprzedni szef resortu Bartłomiej Sienkiewicz je otrzyma. „Nie ma sensu szukania tu jakiejkolwiek sensacji. Pani minister z racji ustawowych obowiązków ma pełne prawo, żeby zapoznać się z materiałami dotyczącymi tej interwencji” - podkreśla Mariusz Mrozek.

W czerwcu tego roku poseł Wipler usłyszał zarzuty naruszenia nietykalności i znieważenia policjantów. Śledczy zarzucili mu, że popełnił dwa czyny: zmuszał przemocą funkcjonariuszy policji do zaniechania prawnej czynności służbowej, naruszając jednocześnie ich nietykalność cielesną oraz "znieważał dwóch funkcjonariuszy słowami powszechnie uznawanymi za obelżywe podczas i w związku z pełnieniem przez nich obowiązków służbowych". Akt oskarżenia trafił do Sądu Rejonowego Warszawa-Śródmieście.