Irina uciekła z Doniecka jeszcze wiosną. Była wykładowczynią na tamtejszym uniwersytecie. Znano ją z proukraińskich przekonań. Jak mówi, DNR-owcy zaczęli aresztować jej znajomych. Potem ktoś do niej zadzwonił i powiedział, że po nią też przyjdą. "Od razu z mężem spakowaliśmy się i wyjechali do Dniepropietrowska" - mówi Polskiemu Radiu uciekinierka. Takich jak Irina na tereny kontrolowane przez Ukraińców wyjechało - według oficjalnych statystyk - ponad 387 tysięcy osób. Czasem uchodźcy zatrzymują się u rodziny, znajomych. Wielu po prostu nie ma gdzie mieszkać. Pomoc organizuje państwo. Ale też różne organizacje.
Tasha Rumley z Międzynarodowego Czerwonego Krzyża w Mariupolu wyjaśnia, że w tym 500-tysięcznym mieście oficjalnie zarejestrowało się około 15 tysięcy uchodźców. Faktycznie jest ich więcej. Czerwony Krzyż stara się im pomóc - dostarcza ubrania, jedzenie, bony na zakupy. Jednak najgorsza sytuacja - według przedstawicielki Czerwonego Krzyża - panuje na linii frontu - na tzw. ziemi niczyjej. Zostali tam głównie ludzie starsi, którzy nie mogą wyjechać. A sklepy w tych miejscowościach po prostu przestały działać.