Planowane na 26 października wybory miały odmłodzić ukraińską klasę polityczną. Wiele wskazuje na to, że pod nowymi sztandarami do Rady Najwyższej trafi wielu skompromitowanych polityków
Choć ukraińscy politycy po Majdanie obiecywali nowe otwarcie, przed październikowymi wyborami parlamentarnymi większość kandydatów stanowią znajome twarze, wśród nich ludzie zamieszani w afery korupcyjne i dawni współpracownicy ekipy Wiktora Janukowycza. Aby załagodzić nastroje Ukraińców, partie wymieszały ich z niewielkim odsetkiem działaczy społecznych, dziennikarzy i dowódców polowych.
Termin zgłaszania kandydatów w okręgach jednomandatowych mija 25 września, ale listy partyjne musiały zostać zgłoszone do poniedziałku. Ordynacja daje każdemu dwa głosy. Jeden oddaje się na kandydatów w okręgach jednomandatowych, którzy obsadzają połowę parlamentu. Drugi – na konkretną listę partyjną. Połowa parlamentu jest obsadzana proporcjonalnie do wyników poszczególnych list.
Zdecydowaną przewagę w wyborach proporcjonalnych ma Blok Petra Poroszenki (BPP), ugrupowanie budowane przez otoczenie prezydenta w oparciu o jego współpracowników oraz część uciekinierów z Batkiwszczyny Julii Tymoszenko. Ostatnie sondaże dają mu nawet 37 proc. poparcia wśród tej części elektoratu, która już wie, na kogo będzie głosować. Do prezydenckiego obozu trafi też pewnie znaczna część zwycięzców z części większościowej.
W BPP przystań znalazło wielu ludzi skompromitowanych. Na listach zapanował też nepotyzm. W części większościowej na Zakarpaciu znalazł się np. Wiktor Bałoha, dawny szef sekretariatu prezydenta Wiktora Juszczenki, znany z zakulisowych intryg politycznych, a także jego bracia Pawło i Iwan oraz kuzyn Wasyl Petiowka. W jednym z okręgów obwodu winnickiego, z którego wywodzi się prezydent, wystartuje z kolei jego syn Ołeksij.
Wśród kandydatów BPP znaleźli się też dawni ludzie Janukowycza. Na przykład Serhij Trehubenko, którego biznesmeni posądzają o ściąganie haraczy na rzecz eksprezydenta. Albo Dawyd Żwanija, dawny współpracownik Juszczenki, który oskarżał go później o to, że sfingował zatrucie dioksynami przed pomarańczową rewolucją. Jest i Ołeksandr Szewczenko, który dał się poznać Ukraińcom kilka tygodni temu, gdy w akompaniamencie rozbudowanych wulgaryzmów znokautował w gmachu parlamentu skandalizującego polityka Ołeha Laszkę. Szewczenko jest uznawany za człowieka prorządowego oligarchy Ihora Kołomojskiego.
Aby zrównoważyć negatywny efekt propagandowy, większość partii dała kilka biorących miejsc szanowanym aktywistom. Z BPP do parlamentu wybierają się choćby znani dziennikarze Serhij Łeszczenko i Mustafa Najjem. Ten pierwszy zasłynął z dociekliwych śledztw dotyczących majątku Janukowycza. Drugi z kolei – 21 listopada 2013 r. wezwał swoich facebookowych znajomych do wyjścia na ulice w proteście przeciwko odwołaniu przez władze podpisania umowy stowarzyszeniowej z UE. Protest dał początek Euromajdanowi.
Każda szanująca się partia udostępniła też kilka miejsc bohaterom wojny z Rosją i separatystami. BPP wystawił płk. Julija Mamczura, który zasłynął niezłomną postawą podczas rosyjskiej inwazji na Krym. Pierwsze miejsce na liście Batkiwszczyny zajmuje por. Nadija Sawczenko, która po wzięciu do niewoli przez separatystów została przez nich przekazana Rosjanom, którzy dotychczas ją przetrzymują. Z kolei dowódca batalionu Donbas mjr Semen Semenczenko idzie do wyborów z list Samopomocy, małej partii stworzonej przez popularnego mera Lwowa Andrija Sadowego.
Na ukraińskich listach partyjnych zapanował nepotyzm
Poroszenko stara się o broń w Ameryce
Wczoraj i dziś ukraiński prezydent gości z roboczą wizytą w Kanadzie i USA. Petro Poroszenko liczy na wsparcie obu państw w odbudowie armii oraz walce dyplomatycznej. Szef państwa planował spotkania z premierem Kanady Stephenem Harperem oraz prezydentem USA Barackiem Obamą.
– Obie wizyty będą służyć wzmocnieniu poparcia dla suwerenności i integralności terytorialnej Ukrainy, rozszerzeniu technicznej i innej pomocy dla Ukrainy, a zwłaszcza stabilizacji sytuacji w Zagłębiu Donieckim – tłumaczył rzecznik MSZ Jewhen Perebyjnis. Komentatorzy są zdania, że fraza „inna pomoc” dotyczy pomocy wojskowej. Z informacji, do których dotarł ukraiński „Insider”, wynika, że zgoda Poroszenki na przyznanie separatystom półformalnej autonomii to efekt porażki na froncie. Ukraina miała stracić nawet 60 proc. sprzętu.
Dlatego głównym celem wizyty w USA wydaje się przyspieszenie procesu przyznania Ukrainie statusu „major non-NATO ally”, głównego sojusznika spoza sojuszu, którym cieszą się m.in. Afganistan, Izrael i Japonia. Stosowny projekt ustawy leży już w Kongresie, a jego przyjęcie zobowiązywałoby amerykański rząd do oceny potrzeb ukraińskiej armii i zaproponowania jej programu pomocowego.
W Stanach od kilku dni przebywa też Semen Semenczenko, dowódca ochotniczego batalionu Donbas, który na przełomie sierpnia i września poniósł ciężkie straty w bojach z Rosjanami nieopodal poddonieckiego Iłowajska. Z informacji samego Semenczenki wynika, że jego wizyta ma na celu m.in. porozumienie się z Amerykanami w sprawie szkolenia ukraińskich dowódców w słynnej akademii wojskowej West Point.
Tymczasem Poroszenko swoje tournée po Ameryce Północnej rozpoczął wczoraj od wizyty w Kanadzie. Kraj ten należy do najbliższych nieformalnych sojuszników Ukrainy z racji ponadmilionowej ukrańskiej diaspory, która dysponuje w Ottawie znaczną siłą polityczną. Ray Hnatyshyn, którego ojciec wyemigrował z ziem późniejszej Ukrainy jako dwumiesięczne niemowlę, w latach 1990–1995 był nawet gubernatorem generalnym Kanady. To za jego kadencji Ottawa jako druga po Warszawie stolica świata uznała niepodległość Ukrainy.
Stąd wypowiedzi kanadyjskich oficjeli na temat konfliktu rosyjsko-ukraińskiego należą do najostrzejszych. – Nie zważając na starania prezydenta Poroszenki, by położyć kres przemocy na wschodniej Ukrainie, wojskowa agresja putinowskiego reżimu trwa tam do tej pory – mówił na przykład we wtorek szef kanadyjskiego MSZ John Baird, uzasadniając decyzję o zaostrzeniu sankcji wymierzonych w Rosję.