Zamierzają wykorzystać wymianę premiera do wzmocnienia obsadzonych przez siebie resortów i przeforsowania przepisów ważnych dla elektoratu PSL
Prezydent Bronisław Komorowski zaczyna konsultacje w sprawie utworzenia nowego rządu od PSL. Dziś ma się spotkać z Januszem Piechocińskim. Politycy PSL nie są entuzjastami kandydatury Ewy Kopacz, ale podchodzą do wymiany premiera bardzo pragmatycznie. – Nie będziemy wymieniać naszych ministrów – usłyszeliśmy od czołowych ludowców. Mają do załatwienia dwa pakiety spraw. Pierwszy to większe wpływy w rządzie, drugi to postulaty koalicyjne.
Piechociński chciałby powiększyć zakres władzy własnego ministerstwa. Liczy, że pod skrzydła gospodarki trafią: turystyka z resortu sportu oraz cyfryzacja z Ministerstwa Administracji i Cyfryzacji. Szef ludowców postuluje także likwidację resortu skarbu – za to powołany zostałby resort energii i środowiska – a część kompetencji likwidowanego ministerstwa także trafiłaby do resortu gospodarki. Oznaczałoby to z kolei likwidację jeszcze dwóch resortów: sportu, który wróciłby jak niegdyś do MEN, a także MAiC, z którego działy administracji z powrotem trafiłyby do MSW.
Te pomysły nie budzą entuzjazmu w Platformie, ale część z nich może wejść w życie, ponieważ PO sama przymierza się do zmian. Niewykluczony jest podział resortu Elżbiety Bieńkowskiej na dwa: rozwoju regionalnego oraz transportu i infrastruktury. Choć sprzeciwia się temu dotychczasowa minister, to zmiany mogą być ceną za zapewnienie spokoju w koalicji po wymianie premiera. – Do rządu mógłby wejść Grzegorz Schetyna i wybrać sobie któryś z nich – twierdzi jeden z ważnych polityków PO.
Ludowcy mają też drugą część postulatów. W tym przypadku nie chodzi o wzmocnienie partii w rządzie, ale o załatwienie interesów elektoratu PSL. Najważniejsza pod tym względem jest ustawa o ustroju rolnym. Ma ona zapobiec możliwości wykupu ziemi przez cudzoziemców, nawet w momencie gdy znikną oficjalne restrykcje wynikające z wynegocjowanych przez Polskę przy wchodzeniu do UE okresów przejściowych. PSL zamierza to osiągnąć, bazując na ograniczeniach istniejących w państwach starej UE. Ich projekt ustawy przewiduje, że poza określonymi wyjątkami rolnicy mogliby sprzedawać własną ziemię za pośrednictwem Agencji Nieruchomości Rolnych. W tej sprawie obie partię są wstępnie po słowie. Ale ludowcy będą chcieli potwierdzenia poparcia projektu przez nową szefową PO.
Drugi postulat wynika ze sporu, jaki PSL i PO mają w sprawie ustawy o powołaniu Agencji Kosmicznej. W projekcie zgłoszonym m.in. przez posłów PSL i uchwalonym przez Sejm senatorowie PO wprowadzili znaczące zmiany. Okrojono kompetencje Rady Agencji, którą pozbawiono uprawnień nadzorczych, i wzmocniono rolę premiera w nominacji szefa Agencji, uszczuplając przy okazji rolę ministra gospodarki. Przy okazji siedzibę nowej instytucji przeniesiono z Warszawy do matecznika PO – Gdańska. Wkrótce ustawą tą ponownie ma się zająć Sejm. I jeśli Platforma nie porozumie się w tej sprawie z ludowcami, to prawdopodobny jest wariant, że opozycja do spółki z PSL odrzucą zmiany wprowadzone w Senacie. To może oznaczać zaognienie sytuacji w koalicji – w momencie dyskusji o zmianach w rządzie.
Kolejny ważny temat dla ludowców to waloryzacja kwotowa. Ale z tym nie będzie problemu, bo na osłodę dla ludowców premier Tusk zapowiedział wprowadzenie waloryzacji mieszanej z minimalną podwyżką świadczeń o 36 zł. To rozwiązanie, którego beneficjentami będą też wyborcy PSL – pobierający renty i emerytury w KRUS.
Do tej pory liderzy stronnictwa dogadywali swoje interesy z politykami z wewnątrz PO. Ale niewykluczone, że ponieważ rola Bronisława Komorowskiego po odejściu Tuska wzrośnie, to będą o nich rozmawiali także z prezydentem, z którym połączą ludowców wspólne koalicyjne interesy.
Głowa państwa ma spotkać się z premierem Tuskiem po jego dymisji, która prawdopodobnie nastąpi pod koniec tego tygodnia. Potem ma się odbyć spotkanie z Ewą Kopacz i rozmowa o planach rządu. Z naszych informacji wynika, że Komorowski będzie chciał zapewnienia, iż nowy rząd będzie kontynuował ustalone między nim i Donaldem Tuskiem wzmocnienie nakładów na wojsko oraz zapowiedziane przez premiera zmiany w ulgach. To mają być programowe warunki prezydenta, z których spełnieniem Ewa Kopacz nie powinna mieć kłopotów. Dlatego wydaje się pewne, że premierem zostanie ona. Jednak nie wiadomo, czy będzie nim do końca kadencji. Sytuacja może się zmienić, jeśli w Platformie dojdzie w grudniu lub styczniu do wyborów nowego szefa partii. Wówczas, by utrzymać swoją pozycję w rządzie, Kopacz musiałaby je wygrać.
Zmiana rządu według konstytucji
Tryb powołania rządu opisują artykuły 154, 155 oraz 158 konstytucji. To prezydent desygnuje swojego kandydata. A choć konstytucja nie mówi dosłownie, że desygnacja musi być poprzedzona dymisją, zdaniem konstytucjonalisty dr. Ryszarda Piotrowskiego nie ulega to wątpliwości. – Desygnowanie jest elementem tworzenia nowego rządu, a żeby proces ten był legalny, musi nastąpić przyjęcie dymisji premiera – podkreśla ekspert. Po dymisji w ciągu 14 dni kandydat przedstawia skład rządu, który jest zaprzysiężony przez prezydenta. Przejmuje władzę i ma dwa tygodnie, by przedstawić expose i uzyskać bezwzględne poparcie posłów. Jeśli jednak prezydentowi nie uda się powołać rządu w opisany sposób albo nie uzyska on wotum zaufania, wówczas Sejm ma 14 dni na powołanie rządu bezwzględną większością. Jeżeli i ten krok się nie uda, inicjatywa wraca do prezydenta, który znów ma 14 dni na zaprzysiężenie rządu, a rząd kolejne dwa tygodnie na uzyskanie wotum. Tyle że już łatwiej je zdobyć. Wystarczy zwykła większość przy połowie ustawowej liczby posłów, czyli więcej posłów ma się opowiedzieć za rządem niż przeciw. Gdyby i ta próba zakończyła się niepowodzeniem, prezydent zarządza wybory.