Od wycofania rosyjskiego poparcia dla rebeliantów do tak zwanej interwencji humanitarnej. DGP przedstawia trzy możliwe scenariusze dla wojny na wschodzie Ukrainy po zestrzeleniu malezyjskiego samolotu
Dziennik Gazeta Prawna
Strącenie malezyjskiego boeinga nad Hrabowem zmienia stosunek Zachodu do tego, co się dzieje w Zagłębiu Donieckim. Tragedia cywilnego samolotu umiędzynarodowiła konflikt. Premier Wielkiej Brytanii David Cameron ostrzega Rosję przed „fundamentalną” zmianą polityki Europy wobec Kremla. Angela Merkel apeluje do Władimira Putina o zawieszenie broni w Donbasie i żąda wyciągnięcia konsekwencji wobec winnych zestrzelenia maszyny.
– To dzwonek alarmowy dla Europy i świata, by przebudziły się w sprawie konfliktu na wschodzie Ukrainy – komentuje prezydent USA Barack Obama. – Można mieć nadzieję, że po katastrofie niektórym kręgom politycznym spadną z oczu łuski złudzeń co do rzeczywistego charakteru konfliktu na wschodzie Ukrainy – mówił Bronisław Komorowski. Premier Holandii, kraju, z którego pochodzi najwięcej ofiar, powiedział: „(Putin – red.) ma ostatnią szansę, by pokazać, że chce pomóc”.
Mark Rutte nawiązał w ten sposób do licznych wypowiedzi przedstawicieli Rosji, w których zapewniali oni o chęci jak najszybszego doprowadzenia do zakończenia wojny w Donbasie. Haga domaga się teraz śledztwa, które wyjaśni okoliczności zestrzelenia boeinga 777. W weekend mniej lub bardziej klarowne stanowisko zajęli najważniejsi przywódcy. Nikt nie kupił rosyjskiej wersji, jakoby maszyna miała zostać zestrzelona przez ukraińską armię. Kreślimy trzy scenariusze dla konfliktu w Donbasie, które mogą się rozegrać w efekcie zestrzelenia malezyjskiego samolotu.
1. Rosja wycofuje poparcie dla rebelii
W weekend telewizja Russia Today nadała reportaż, którego głównym bohaterem jest Igor Biezler, pseudonim Bies. Jego zbrojna grupa należy do najsilniejszych w Donbasie. Nasi rozmówcy po stronie ukraińskiej – na długo przed zestrzeleniem boeinga – przekonywali, że jest ona ekspozyturą wywiadu wojskowego Federacji Rosyjskiej i wykonuje polecenia płynące z Kremla. Ten sam Bies jest bohaterem nagrań opublikowanych przez Służbę Bezpieczeństwa Ukrainy. Wynika z nich, że jego ludzie stoją za zestrzeleniem malezyjskiej maszyny.
Russia Today przekonuje, że właściwie nie wiadomo, kim jest Biezler. Dziennikarze przedstawiają go jako przedsiębiorcę branży pogrzebowej, który od lat mieszka w Donbasie. Według korespondenta RT legenda na temat związków „Biesa” z GRU to kaczka dziennikarska. Promowanie takiej wersji przez kremlowską telewizję może być zapowiedzią zdystansowania się od rebeliantów albo przynajmniej od grupy Biezlera. Podobną przyczynę może mieć dymisja politycznego lidera separatystów Denysa Puszylina, ogłoszona w czwartek podczas jego wizyty w Moskwie.
Dla Rosji koszty wynikające z ich popierania po zestrzeleniu cywilnego samolotu znacznie przewyższają korzyści wynikające ze sprawności tego oddziału. Groźba trzeciej fazy sankcji ze strony UE, która miałaby polegać nie na uderzeniu w konkretne firmy, ale w całe branże gospodarki, jest jednak znacznie bardziej dotkliwa. Moskwa obniżyła swoje perspektywy wzrostu gospodarczego do 0,5 proc. na koniec roku. Ministerstwo finansów w wypuszczonym niedawno przecieku sygnalizowało, że nowe sankcje wpędzą kraj w recesję. W takim układzie grupa „Biesa” może zostać poświęcona.
2. Rosja wprowadza wojska na Ukrainę
Technicznie ten wariant jest wykonalny w każdej chwili. Czy jest możliwy w obecnej sytuacji politycznej? Od kilku dni retoryka Kremla skupiona jest wokół tezy o odpowiedzialności Kijowa za tragedię boeinga. Ukraina bowiem odpowiada za to, co się dzieje na jej terytorium. Interwencja rosyjska mogłaby zostać przedstawiona jako próba zaprowadzenia porządku na ziemi niczyjej. Skoro Ukraińcy nie są w stanie zapewnić bezpieczeństwa cywilom w Donbasie, mogą to uczynić oddziały federalne. Wariant tzw. interwencji humanitarnej pojawia się od początku rebelii. Wojska rosyjskie do dziś nie wycofały się z pozycji w pobliżu ukraińskich granic.
W rozmowie z nami wiceszef parlamentu Ukrainy Rusłan Koszułynski mówił, że wywiad ma informacje, iż wojska stacjonujące na Krymie i przy granicy z Doniecczyzną są już wyposażone w błękitne hełmy. Na początku lat 90. podobnie wyekwipowani żołnierze „zaprowadzali pokój” w Naddniestrzu, części Mołdawii, która do dziś pozostaje poza kontrolą Kiszyniowa. Interwencja mogłaby być również uzasadniona koniecznością zapewnienia warunków dla przeprowadzenia międzynarodowego śledztwa po zestrzeleniu boeinga. Prawdopodobieństwo takiego wariantu zwiększa postępująca ofensywa armii ukraińskiej wokół Ługańska. Drugie co do wielkości miasto Donbasu ma szansę powtórzyć los Słowiańska i Kramatorska, które uchodziły za twierdze rebelii, a padły pod naporem Ukraińców. Rosjanie mogą więc uznać, że to ostatni możliwy moment do interwencji.
3. Zachód wspiera Ukrainę militarnie
Interwencja militarna jest wykluczona – Ukraina nie jest związana z Zachodem sojuszem wojskowym. Ale nie oznacza to, że pomoc wojskowa jest zupełnie niemożliwa – a ukraiński premier Arsenij Jaceniuk już o nią apeluje. Co prawda informacje o planach bezpłatnego przekazania Kijowowi 20 kanadyjskich myśliwców F-18 okazały się rosyjską kaczką dziennikarską, ale decyzja o nadaniu Ukrainie (a także Gruzji i Mołdawii) przez USA statusu głównego sojusznika pozanatowskiego jest jak najbardziej realna. „Major non-NATO allies” to grupa państw, które mają prawo do szerokiej pomocy wojskowej. Ustawa o zapobieżeniu rosyjskiej agresji jest obecnie rozpatrywana przez Senat. Jeśli przejdzie – a wszystko na to wskazuje – zobowiąże departament obrony do oceny ukraińskich potrzeb, a po dokonaniu takiej oceny – udzieleniu Kijowowi szerokiej pomocy wojskowej i wywiadowczej. – NATO twierdzi, że jest gotowe rozpatrzeć ideę stopniowego włączenia do przestrzeni bezpieczeństwa państw, które nie są jego członkami. Ramy takiego sojuszu mają być wyznaczone na szczycie NATO, który odbędzie się na początku września w południowej Walii – mówił szef ukraińskiego MSZ Pawło Klimkin.
Nawet jeśli te optymistyczne założenia się nie sprawdzą, presja opinii publicznej państw Zachodu utrudni im prowadzenie tradycyjnej polityki na zasadach business as usual. A to będzie oznaczać co najmniej zwiększenie presji na Rosję, by ta wycofała wsparcie dla separatystów.