Zbigniew Ziobro chce się porozumieć z Jarosławem Kaczyńskim, ale walczy o swoich ludzi. Czyli o swoją pozycję.

Podczas konferencji w Sejmie lider Solidarnej Polski powiedział, że jeżeli problemem w zawarciu porozumienia jest on sam, to może się z polityki wycofać. Najpierw jednak chce zawrzeć uczciwe porozumienie. Powiedział, że powinny być w nim uwzględnione postulaty programowe Solidarnej Poliski oraz określony czytelny mechanizm kandydowania w wyborach. "Nazywam się Zbigniew Ziobro, nigdy nie zostawiam swoich ludzi" - oświadczył.

Uczciwe zasady oznaczają według Zbigniewa Ziobry przeliczenie 4 procent uzyskanych przez Solidarną Polskę w ostatnich wyborach na liczbę kandydatów i późniejsze mandaty w Sejmie. Jeśli PiS się na to nie zgodzi, będzie to jego zdaniem oznaczało, że mówi o porozumieniu ale faktycznie zmierza do likwidacji konkurencji. Aby wyjaśnić co ma na myśli lider Solidarnej Polski użył kilka razy porównania z rozstrzelaniem przed plutonem egz ekucyjnym. Podkreślił, że nie zgodzi się na wyrzucenie z polityki dziesiątków czy setek ludzi z Solidarnej Polski, którym jest winien lojalność.

Politycy PiS mówią otwarcie, że nie zgodzą się na to, by Solidarna Polska dostała w przyszłym Sejmie "pakiet kontrolny", czyli taką liczbę posłów we wspólnym klubie, od której zależałaby większość i która mogłaby stawiać warunki. "Nie chcemy powtórki z AWS" - podkreślił Mariusz Błaszczak. W odpowiedzi na protesty Zbigniewa Ziobry, któremu PiS proponuje kandydowanie do Senatu a nie do Sejmu, szef Klubu PiS przypomniał, że senatorem był kiedyś obecny premier. Zapowiedział, że w ciągu kilku dni Solidarna Polska otrzyma od PiS nową propozycję porozumienia. Według polityków PiS Zbigniew Ziobro chce gwarancji około 40 mandatów w przyszłym Sejmie. PiS oferuje mniej więcej tyle, ile mają obecnie - czyli 12.