Polityk w rozmowie z "Faktem" podkreślił, że nie obraża się, jeśli ktoś nazywa go "Żydem albo faszystą". - Może ten ktoś tak uważa - wyjaśnił. Następnie stwierdził, że zupełnie inną sytuacją jest ta, w której ktoś kłamie na jego temat z pełną premedytacją.
Korwin-Mikke tłumaczył też, dlaczego uderzył Boniego akurat w czasie spotkania europosłów w MSZ. - Może się mijaliśmy (wcześniej), ale wtedy na pewno nie był w zasięgu mojej ręki. Gdyby się nawinął wcześniej, to... Ale się jakoś wywijał chytrze. To spoliczkowanie to był mój obowiązek moralny, bo coś takiego, co on mi zrobił, nie może uchodzić na sucho. Nie może być tak, że ktoś kogoś publicznie przy milionach ludzi – bo to leciało w telewizji – obraża i nic - podkreślił lider KNP.
zobacz także:
Polityk zapewnił też, że jego zachowanie nie było happeningiem. - Jak coś obiecuję, to tego dotrzymuję - podkreślił.
POtriota(2014-07-14 11:33) Zgłoś naruszenie 00
brawo Panie Januszu
OdpowiedzKALIF(2014-07-14 13:45) Zgłoś naruszenie 00
Powinien oberwać od tych, na których donosił”
Odpowiedzwypowiedzi prof. Mirosława Dakowskiego (dla tvn24 z 2007 r.), który w latach 80. działał z Bonim w podziemnym wydawnictwie:
Od 1987 roku wiedzieliśmy, że Boni na nas donosił. Zaczęły wtedy wpadać nasze offsety, czyli tajne drukarnie. (…) Ja współpracowałem na szczęście tylko z Andrzejem Urbańskim i dzięki temu Michał na mnie nie mógł donosić. Natomiast później jedna z kobiet z naszego środowiska, o bardzo twardym charakterze, wydusiła z Michała przyznanie się, że na nas donosił.
Dakowski dodawał, że koledzy wydobyli z Boniego to wyznanie w 1987 roku, gdy zaczęli szukać ubeckiej „wtyczki” w swoich szeregach, po tym jak bezpieka nakryła kolejno kilka „podziemnych” maszyn drukarskich, na których powstawała bibuła:
Wtedy, naciskany o wpadki z offsetami, Boni przyznał się, że jest agentem i donosi na nas do ubecji.
Wówczas koledzy odcięli się od Boniego.
Wpadki z drukarniami zdarzały się nadal, ale było ich mniej
— mówił Dakowski.