- Nie można mi niczego zarzucić, zwyczajnie wykonywałem swoją pracę. To, co mówię w nagraniu, to legenda, przygotowana przeze mnie na użytek rozmowy z bandytą, czyli panem Nisztorem. Moja praca jest taka, a nie inna. Cały problem polega na niezrozumieniu sytuacji. Istota zawodu adwokata polega na tym, że spotykamy się z bandytami, złodziejami i z Nisztorem także - komentował na antenie TVN24 nowe "taśmy Wprost" Roman Giertych.

- Nie mogłem mu się przedstawić jako idealny człowiek, wymyśliliśmy legendę, przykrywkę. To szantażysta, musiałem się dostosować - tłumaczył się były minister edukacji, Roman Giertych z propozycji odkupienia za 400 tys. zł. książki o Janie Kulczyku i próbie szantażu najbogatszych Polaków.

Jak dodawał, nie jest już czynnym politykiem. - Jestem adwokatem, który w imieniu swojego klienta negocjował zakup praw autorskich do książki o panu Kulczyku. Nie chcieliśmy dopuścić do publikacji tej książki. Nie doszło jednak do żadnej korupcji - utrzymywał były minister edukacji.

- Dziennikarze "Wprost" popełniają przestępstwo, publikują nielegalnie nagrane prywatne rozmowy. Mówiłem o tym choćby tydzień temu w "Kropce nad i", rację przyznał mi nawet obecny również wtedy w studiu pełnomocnik tygodnika. Na drugi dzień zwolniono go za to z pracy - opowiadał Roman Giertych.

Tygodnik "Wprost" opublikował stenogramy podsłuchanej rozmowy Giertycha z dziennikarzami: Janem Pińskim i Piotrem Nisztorem. Podczas rozmowy, poza negocjacjami ws. książki, pojawiają się również żarty z katastrofy smoleńskiej, sparodiowana przez Giertycha ostatnia rozmowa braci Kaczyńskich i pomysł stworzenia listy "najbardziej wpływowych gejów". Prowadząca program Monika Olejnik odniosła się na koniec do tej kwestii mówiąc: "Nienawidzę homofobów".