Andrzej Seremet przyznaje, że to decyzja prokuratora doprowadziła do użycia siły wobec redaktora naczelnego "Wprost", ale dodaje, że ścigano sprawcę przestępstwa, a prawo pozwala prokuratorom na użycie przemocy dla odebrania dowodów. W opinii prokuratora generalnego, to sam naczelny "Wprost" uniemożliwił dokonania sądowej kontroli materiału a tym samym sądowej decyzji o ochronie tajemnicy dziennikarskiej.

Prokurator Generalny tłumaczył, że dziennikarz odmówił skopiowania zawartości swojego komputera, argumentując że w ten sposób funkcjonariusze mogą poznać zawartość komputera bez zgody sądu. Seremet mówił, że do tego by nie doszło, bo funkcjonariusze nie mieliby prawa do przeglądania danych. Przypomniał, że gdy prokurator żąda wydania określonych rzeczy, a ich dysponent informuje, że treści na nośniku zawierają tajemnicę dziennikarską, wówczas nośnik zostaje zapieczętowywany, a sprawa trafia do sądu. Prokurator Generalny stwierdził, że w momencie, gdy Latkowski odmówił współpracy i przycisnął do piersi laptop, śledczy zdecydowali o użyciu przymusu.

Przekazali funkcjonariuszom Agencji Bezpieczeństwa Wewnętrznego polecenie siłowego odebrania laptopa. "Przyszli ludzie, grzecznie poprosili, dajcie nam te taśmy, Gdyby pan Latkowski dał, nie byłoby problemu" - mówił Seremet. Wczoraj funkcjonariusze ABW i prokuratorzy próbowali przeszukać redakcję "Wprost". Po godz. 23 opuścili jej pomieszczenia. Szukali tam nośników, na których zarejestrowano podsłuchane rozmowy czołowych polityków - między innymi szefa MSW Bartłomieja Sienkiewicza, prezesa NBP Marka Belki, byłego ministra transportu Sławomira Nowaka i byłego wiceministra finansów Andrzeja Parafianowicza. Ostatecznie odstąpili od czynności po tym, jak doszło tam do przepychanek i interwencji jednego z posłów.