Krym nie wróci do Ukrainy - oświadczył rzecznik Kremla Dmitrij Pieskow. Wcześniej podobne stanowisko wyraził szef prezydenckiej administracji Siergiej Iwanow. Jednak nie wszyscy mieszkańcy Krymu są o tym przekonani.

Cytowany przez agencję Interfax rzecznik Kremla podkreślił, że Krym został włączony do Rosji i nie ma możliwości, żeby opuścił skład Federacji. Tymczasem wniosek do któregoś z międzynarodowych sądów w tej sprawie zapowiedział prezydent-elekt Ukrainy Petro Poroszenko.

W dniu wyborów prezydenckich na Ukrainie, na anektowany Krym przyleciał premier Dmitrij Miedwiediew. Szef rosyjskiego rządu rozmawiał między innymi o: budowie przepraw z części kontynentalnej na półwysep, problemach socjalnych i rozbudowie infrastruktury turystycznej.

Tymczasem mieszkańcy Krymu po przyłączeniu tego regionu do Rosji skarżą się na wzrost cen, brak pracy i kłopoty z podstawowymi usługami socjalnymi. Według rozgłośni "Radio Svoboda", w ciągu miesiąca separatystyczną autonomię dwukrotnie odwiedzał premier Miedwiediew i raz prezydent Władimir Putin. Rozgłośnia twierdzi, że lokalna administracja nie radzi sobie z zarządzaniem półwyspem, który zaczyna przypominać bombę z opóźnionym zapłonem. "Swoboda" przekonuje, że wkrótce na Krymie może dojść do wybuchu protestów na tle socjalnym, które będą miały antyrosyjski charakter.