Dymisja belgijskiego rządu po niedzielnych wyborach parlamentarnych. Złożył ją dotychczasowy premier, socjalista Elio Di Rupo. Zwycięzcą wyborów jest partia NVA flamandzkich nacjonalistów, która chce utworzenia z Belgii konfederacji regionów - Flandrii i Walonii.

Nad Belgią znowu zawisła groźba kryzysu politycznego. W poprzednich wyborach flamandzcy nacjonaliści też wygrali, ale nie byli w stanie utworzyć rządu, bo pogłębiająca się przepaść między Walonami i Flamandami utrudniała negocjacje. Pomysły Flamandów, by dać władzę regionom, a rządowi federalnemu pozostawić w gestii jedynie politykę obronną i zagraniczną, nie podobały się biedniejszej Walonii. Belgia pobiła rekord w długości kryzysu politycznego - rząd powstał po 541 dniach od wyborów parlamentarnych.

Teraz szef partii NVA Bart de Wever zapowiada, że jest gotów podjąć się ponownie tego wyzwania. „Jako największa partia mamy swoje plany, ale czekamy na inicjatywę króla, bo nie wiem, jakie są jego zamierzenia” - powiedział lider flamandzkich nacjonalistów. A król Filip nie traci czasu. Już sonduje nastawienia poszczególnych partii politycznych i wkrótce mianuje informatora, który ma zebrać dane o możliwych koalicjach z udziałem partii z obu stron granicy językowej. Na podstawie tych informacji król wybierze tak zwanego formatora - czyli osobę, której powierzy utworzenie nowego rządu.