Tajlandzka armia ogłosiła wprowadzenie stanu wojennego w kraju. Przedstawiciele wojska zapewniają jednak, że nie mamy do czynienia z puczem wojskowym, a jedynie z próbą przywrócenia porządku w państwie. Ambasada RP w Bangkoku zapewniła Polskie Radio, że polskim turystom na razie nie zagraża żadne niebezpieczeństwo.

O wprowadzeniu staniu wojennego mieszkańców Tajlandii poinformował w specjalnym orędziu telewizyjnym generał Prayuth Chan-ocha. Zapewnił on, że krok ten ma pomóc w przywróceniu spokoju w Tajlandii, która od miesięcy targana jest protestami zwolenników i przeciwników władz. Do tej pory podczas zamieszek zginęło 28 osób, a ponad 800 zostało rannych.

Dowódca tajlandzkiej armii zaapelował do mieszkańców, aby nie wpadali w panikę i prowadzili normalne życie. Jednocześnie zakazano jednak protestującym przebywania w miejscach, w których dotychczas odbywały się demonstracje. Wprowadzono też cenzurę i zamknięto niektóre stacje telewizyjne.

Zastępca ambasadora RP w Bangkoku Anna Krzak-Danel w rozmowie z Polskim Radiem podkreśla, że w chwili obecnej wypoczywającym w Tajlandii turystom nie grozi niebezpieczeństwo. - Ze względu na wprowadzone przez wojsko ograniczenia i zakaz zgromadzeń placówka zdecydowanie zaleca polskim turystom unikanie miejsc zgromadzeń publicznych i śledzenie komunikatów władz - podkreśliła jednocześnie.

7 maja tajlandzki Sąd Konstytucyjny uznał urzędującą wówczas premier Yingluck Shinawatrę za winną nadużycia władzy. Opuściła ona gabinet wraz z 9 ministrami. Jej zwolennicy zapowiedzieli wówczas protesty przeciwko decyzji sądu.