Ukraińscy separatyści z Doniecka zapowiadają utworzenie własnych instytucji państwowych. Według agencji Interfax, przywódca prorosyjskich działaczy Denis Puszylin oświadczył, że po ogłoszeniu wyników referendum żołnierze ukraińskiego wojska zostaną uznani na wschodzie kraju za "okupantów".

Jak podaje centralna komisja wyborcza samozwańczej Donieckiej Republiki Ludowej, frekwencja w tak zwanym referendum w Obwodzie Donieckim przekroczyła 69 procent. Według jej danych, w samym Doniecku frekwencja miała osiągnąć 70 procent, w Kramatorsku - 73 procent, a w Mariupolu - 24 procent. W Krasnoarmiejsku głosowanie zawieszono z powodu szturmu ukraińskiej armii. Głosowanie odbywa się także w Obwodzie Ługańskim - tam frekwencja wynosi na razie 78 procent.

Ogłoszone przez separatystów referendum ma rozstrzygnąć czy obwody: ługański i doniecki odłączą się od Ukrainy. Głosowanie odbywa się z naruszeniem wielu praw wyborczych. W wielu miejscach brakuje kabin do głosowania, karty wyborcze nie są podpisane i zapieczętowane, a na przykład w Mariupolu można głosować na ulicy. Nie ma też list wyborczych - aby zagłosować wystarczy przynieść dowód osobisty. Głosowanie ma się zakończyć wieczorem.

Władze w Kijowie oświadczyły, że referendum jest sprzeczne z konstytucją, a jego wyniki nie będą wiążące. MSZ Ukrainy w swoim oświadczeniu podkreśla, że „referendum” jest inspirowane, organizowane i finansowane przez Kreml. I zapewniają, że nie będzie miało żadnych prawnych następstw dla integralności terytorialnej Ukrainy. Resort określa plebiscyt mianem „przestępczej farsy”, za którą stoją uzbrojeni przez Rosjan terroryści.

Minister sprawiedliwości Pawło Petrenko oświadczył, że separatyści starają się przerzucić odpowiedzialność na zwykłych mieszkańców Wschodu, a sami chcą uniknąć odpowiedzialności za "masowe zabójstwa, katowanie i bandytyzm, których się dopuszczają w ostatnich tygodniach".

Tymczasem Prokuratura Generalna i Służba Bezpieczeństwa ostrzegła wszystkich przedstawicieli lokalnych władz przed odpowiedzialnością karną za pomoc separatystom. Część z nich pomaga bowiem w organizacji plebiscytu. W wielu miastach, władze nie ulegają jednak terrorystom, mimo że ci wielokrotnie im grozili.

Julia Tymoszenko, była premier i kandydatka w zbliżających się wyborach prezydenckich podkreśliła, że pseudogłosowanie zorganizował Kreml i współpracujący z nim terroryści. "Celem całego tego referendum jest rozerwanie Ukrainy na strzępy, destabilizacja sytuacji i złamanie naszej jedności. Wówczas, gdy potrzebny jest nam spokój, jedność i czas na to, by wyjść z kryzysu finansowego, który nam zafundowała poprzednia władza" - powiedziała Tymoszenko. Była premier dodała, że "referendum" w obwodach donieckim i ługańskim ma też na celu niedoprowadzenie do wyborów prezydenckich 25 maja. Dlatego też po raz kolejny wezwała Ukraińców do wspólnej walki o pokój.

Tak zwane referendum na wschodzie Ukrainy potępił prezydent Francji. Francois Hollande powiedział, że głosowanie nie ma mocy prawnej.