Laboratorium przeprowadziło dwa badania tej samej partii produktu suplementu diety dla dzieci. Wyniki były różne w zależności od tego, kto je zamówił.
Przedsiębiorca zlecił analizę Omegamed Baby, popularnego suplementu diety dla dzieci. Wynik: zawartość dioksyn przekroczyła dozwolone przez UE normy o od 4 proc. do nawet 50 proc. Sprawę w grudniu 2013 r. zgłoszono do sanepidu. Firma na zlecenie urzędu przeprowadziła własne badania, które jednak nie wykazały nieprawidłowości. Skąd ta rozbieżność? Nie wiadomo.
Sanepid przeprowadził kontrolę interwencyjną w biurze produkującej suplement firmy Sequoia dopiero po dwóch miesiącach. Tak długi czas reakcji tłumaczył okresem okołoświątecznym. Kontrola też nie była łatwa. Z jednej strony, jak podkreśla rzecznik sanepidu, były trudności z kontaktem z zarządem firmy, którego obecność była konieczna przy kontroli. Ponadto okazało się, że produktów z partii, której dotyczyły zarzuty, nie ma w magazynach ani w hurtowniach.
Spółka powiadomiła, że co prawda partia ta nie ma badań laboratoryjnych na obecność dioksyn, ale pokazała pozytywne sprawozdanie z dwóch innych partii. W efekcie powiatowy inspektor sanitarny zlecił, by firma takie badania przeprowadziła również na tej partii. Na przełomie lutego i marca firma przebadała próbki w tym samym laboratorium, co oskarżający ją przedsiębiorca. Wynik był dla nich pozytywny: suplement nie zawierał zanieczyszczeń szkodliwymi substancjami.
Różnica pomiędzy wynikami badań firmy i tych robionych na prywatne zlecenie była tak duża, że trudno przypuszczać, iż doszło do błędu statystycznego. Laboratorium je wykonujące odmówiło odpowiedzi, przekonując, że nie może udzielać komentarzy w sprawie badań wykonanych dla klientów. Nikt inny też nie może wytłumaczyć, dlaczego wyniki badań próbek pobranych z tej samej serii przeprowadzonych w tym samym laboratorium i tą samą metodologią są tak różne.

Sanepid wierzy producentowi

Sanepid daje wiarę wynikom przedstawianym przez producenta. – Nie mamy podstaw, by je podważyć. Laboratorium posiada akredytację – mówi lek. med. Dariusz Rudaś, powiatowy inspektor sanitarny. Firma wykazała, iż produkt ten został wypuszczony na rynek na podstawie certyfikatu obejmującego wynik analizy badania mikrobiologicznego oraz badań dla metali ciężkich.
Przyznaje jednak, że gdyby suplement zawierał podwyższone stężenie dioksyn w takiej zawartości, w jakiej przedstawiono to w skardze do urzędu, byłby szkodliwy.
Przemysław Krawczyk z firmy doradczej Supplemental, który zlecił pierwotne badania, uważa, że sanepid zainterweniował za późno. I wyraził zaniepokojenie, że nie nakazano wycofania ze sprzedaży potencjalnie szkodliwego suplementu do wyjaśnienia sprawy. Partia, która jest przedmiotem sporu, to 39,6 tys. opakowań po 30 kapsułek otwieranych typu twist off. – Urząd bezkrytycznie wierzy badaniom firmy. Nie tłumaczy, skąd nieprawidłowości ujawnione podczas badań przeprowadzonych na moje zlecenie – mówi przedsiębiorca.
Firma przekonuje zaś, że wdrożyła procedurę kontroli jakości, która na bieżąco sprawdza m.in. poziom ewentualnych zanieczyszczeń, lecz nie wykazała żadnych przekroczeń dopuszczalnych limitów. – Możemy przypuszczać, że wątpliwości są wynikiem nieuczciwej walki rynkowej konkurencji, która próbuje zdyskredytować nasze produkty – ocenia Jarosław Wypych, prezes zarządu Sequoia.
Krawczyk odpiera te zarzuty. – Zajmuję się otoczeniem rynku suplementów diety, w tym projektowaniem nowych produktów. Zainteresował mnie pomysł wprowadzenia na rynek oleju z alg jako źródła kwasów omega-3. Aby móc racjonalnie proponować takie rozwiązanie klientom, zdecydowałem się porównać zawartość dioksyn i PCB (polichlorowanych bifenyli – red.) w rzeczywistym produkcie z alg i w produktach z olejów rybich – opisuje okoliczności swojego odkrycia. – Poza tym nie produkuję ani nie dystrybuuję takich produktów. Zajmuję się oznakowaniami, reklamą, opiniuję też kwalifikacje i składniki produktów – zapewnia o czystości swoich intencji.