Tysiące osób demonstrują w największych miastach Turcji. Bezpośrednim powodem stała się śmierć 15-latka, rannego podczas ubiegłoroczonych protestów w Stambule. To ciąg dalszy sprawy parku Gezi w Stambule. Próba postawienia w tym miejscu centrum handlowego doprowadziła rok temu do antyrządowych zamieszek.

Wieczorem Turcy znów wyszli na ulice Stambułu, Ankary i innych miast. To reakcja na śmierć 15-latka, pobitego w ubiegłym roku. Berkin Elvan był w drodze po chleb, kiedy został uderzony przez funkcjonariuszy bezpieczeństwa. Od tego czasu był w śpiączce, z której już się nie wybudził.

Chłopak został pobity, choć był osobą postronną, gdy na ulicach Stambułu policja próbowała stłumić masowe demonstracje. Protesty rozpoczęły się, gdy ujawniono plany przebudowy parku Gezi, ale szybko przerodziły się w antyrządowe demonstracje, które trwają do dzisiaj. Zginęło w nich osiem osób, a wiele innych zostało rannych. „Odpowiedzialni za śmierć tych ludzi nie zostali ukarani. Politycy też nie ponieśli odpowiedzialności za to, że nie zapobiegli tragediom. Nawet nie przeprosili za to, co zrobiono tym młodym ludziom” - mówi Polskiemu Radiu analityk Polskiego Instytutu Spraw Międzynarodowych Pinar Elman.

Najnowsze demonstracje mogą szybko się nie skończyć, bo na środę zapowiedziano pogrzeb 15-latka, a siły porządkowe starły się w Stambule także z tymi, którzy przyszli opłakiwać chłopaka.