Jacek Protasiewicz będzie musiał złożyć wyjaśnienia. Ma to związek z doniesieniami niemieckiej gazety "Bild" według której awanturował się on na lotnisku we Frankfurcie nad Menem. Wiceprzewodniczący Parlamentu Europejskiego i działacz PO miał być pod wpływem alkoholu.

Rzeczniczka rządu Małgorzata Kidawa-Błońska powiedziała Informacyjnej Agencji Radiowej, że obecnie o tej sprawie wiemy zdecydowanie zbyt mało, żeby mówić o konsekwencjach wobec Protasiewicza. Jak zwróciła uwagę, znamy dwie wersje wydarzeń - jedną przedstawioną przez niemiecką gazetę, a drugą przez Jacka Protasiewicza. "Trzeba to sprawdzić i wyjaśnić" - oceniła. Dodała, że dopiero gdy wyjaśnienia potwierdzą jedną albo drugą wersję, będzie można dyskutować o skutkach. Rzeczniczka rządu zwróciła uwagę, że obecnie we wszystkich miejscach publicznych są kamery, a ich zapis pomoże wyjaśnić sprawę.

Małgorzata Kidawa-Błońska dodała, że o wyjaśnienia Jacka Protasiewicza poprosił premier. Mówiła, że muszą być szybkie i przedstawione nie tylko w Polsce, ale także w Parlamencie Europejskim, bo Jacek Protasiewicz pełni tam ważną funkcję.

Europoseł Jacek Protasiewicz dziś rano zapewniał w rozmowie z IAR, że nie awanturował się na lotnisku. Wyjaśniał, że podczas przejścia przez kontrolę został poproszony o pokazanie dokumentu. Przekazał wtedy celnikowi paszport dyplomatyczny. To niemiecki urzędnik miał być wobec posła nieuprzejmy. Miał krzyknąć "raus" i pchnąć europosła. Jacek Protasiewicz relacjonuje, że po tym wydarzeniu na lotnisko przyjechała policja. Po kolejnym wylegitymowaniu i ustaleniu, że Protasiewicz ma prowadzić obrady w europarlamencie został przeproszony i zwolniony.