Tytuł magistra nie robi już na pracodawcach żadnego wrażenia. Coraz trudniej jest również wyróżnić się, chwaląc się w CV ukończeniem studiów podyplomowych czy MBA. Co w takim razie robi wrażenie na pracodawcach?

Piąty rok studiów dla większości wyznacza koniec edukacji. Bardziej ambitni chcą zdobywać dyplomy dalej, chociaż więcej nie oznacza lepiej i zazwyczaj nie przekłada się na późniejszą zasobność portfela.

Doktorat – intelektualny gadżet

W latach 2010 - 2013 liczba studentów na studiach trzeciego stopnia wzrosła z 32 do ponad 40 tys. Według badań firmy Sedlak & Sedlak co czwarta osoba z tytułem doktora w 2013 roku zarabiał poniżej 3 488 zł brutto. Ciężko także powiedzieć, aby tytuł przed nazwiskiem otwierał drzwi do kariery. W ogłoszeniach o pracę informacja o poszukiwaniu osoby z tytułem naukowym praktycznie się nie pojawia. Niemal zawsze wymagane jest za to konkretne doświadczenie zawodowe.

Powoduje to utrudniający absolwentom życie paradoks. Dla młodych doktorów przewidziane są stanowiska kierownicze. Na których obok wykształcenia wymaga się umiejętności, których wieloletni studenci często nie mieli czasu zdobyć, między innymi z powodu wymaganego przez program, prowadzenia zajęć, które, w zależności od kierunku, może zajmować nawet kilkadziesiąt godzin w semestrze.

MBA – wydaj majątek, żeby być bogatym

Dużo lepsze wrażenie na pracodawcy często robią kandydaci mający międzynarodowe certyfikaty. Osoby z dyplomem MBA, według Sedlak & Sedlak, mogą zarabiać ok. 13,3 tys. zł brutto (mediana). Oczywiście o tym, czy taki dyplom zrobi wrażenie na pracodawcy decyduje prestiż uczelni. A ten często stanowi inwestycje studenta. Na przykład na Akademii Leona Koźmińskiego kosztuje on 28 500 tys. euro, czyli 119 tys. zł. Podobnie jak w przypadku innych tytułów i dyplomów, również MBA traci na prestiżu w miarę, jak przybywa posiadających go osób. Tylko między 2009 i 2010 rokiem liczba kandydatów na takie studia wzrosła o ok. 70 proc. Ze względu na to - o tym, czy taki dyplom zrobi wrażenie na pracodawcy decyduje prestiż uczelni. A ten zazwyczaj oznacza dla studenta spory wydatek za studia na uczelni o lepszej opinii niż konkurencja. Na przykład na Akademii Leona Koźmińskiego, która według rankingu Perspektyw prowadzi najlepsze kursy, program MBA kosztuje 28 500 tys. euro, czyli 119 tys. zł. Z kolei Financial Times przekonuje na przykładzie USA, że posiadanie MBA umożliwia potrojenie swoich zarobków w ciągu pięciu lat.

Nagraj CV na wideo w budce urzędu pracy

Pierwszy kontakt pracownika z potencjalnym pracodawcą stanowi zazwyczaj CV, dlatego jego przygotowaniu warto poświęcić sporo czasu i uwagi. O tym, że zwykła kartka papieru czy dokument tekstowy już nie wystarczy, aby wyróżnić się wśród innych kandydatów na dane stanowisko pracy, przekonuje portal warszawskiego Urzędu Pracy. Możemy na nim przeczytać, że tylko około 10 proc. treści z kartki papieru zostaje w głowie potencjalnego pracodawcy, przeglądającego CV. Ten sam urząd proponuje więc bezrobotnym nagranie w dwóch punktach na terenie stolicy wideo-CV, które później zostaje umieszczone na prowadzonej przez UP platformie. Jaka jest skuteczność tego nowoczesnego eksperymentu, urząd nie informuje, ale przekonuje, że ludzie zapamiętują przynajmniej 50 proc. tego, co widzą, a więc znacznie więcej niż w przypadku tekstu na kartce.

Swoje rady na wyróżnienie się z tłumu kandydatów przygotowała także Polska Agencja Rozwoju Przedsiębiorczości.

Trzy pomysły, które przedstawia Akademia PARP to:

- wysyłanie dokumentów z własnej inicjatywy (a nie tylko jako odpowiedź na konkretne ogłoszenie pracodawców);
- publikowanie profilu na portalach społecznościowych związanych z karierą;
- stworzenie własnej strony internetowej lub/i bloga.

Każdy, kto choć raz szukał pracy, wie, że niezależnie od metody na zwrócenie na siebie uwagi, o znalezieniu odpowiedniego stanowiska często decyduje łut szczęścia. O dziwo żaden z profesjonalnych tytułów, ani żadna z rządowych instytucji wsparcia bezrobotnych nie podpowiada jednej metody, sprawdzonej przez zaledwie kilka osób: umieszczenia CV na bilboardzie. Taki sposób opłacił się m. in. pewnej samotnej matce z Warszawy, która w ciągu miesiąca otrzymała kilkadziesiąt ofert pracy i ostatecznie… zajęła się profesjonalnym przygotowywaniem plakatów.