W 2015 roku Tusk do Brukseli? - Może wcześniej. Czas na podejmowanie decyzji będzie po wyborach do europarlamentu - mówi w rozmowie z Agnieszką Burzyńską dla "Wprost" Jacek Protasiewicz, wiceprzewodniczący Parlamentu Europejskiego, szef dolnośląskiej PO i prawa ręka premiera.

Agnieszka Burzyńska, Wprost: Czy będzie pan jedynką na liście do europarlamentu z Dolnego Śląska?

Jacek Protasiewicz: Będę się o to starał. Poproszę strukturę wrocławską o zgłoszenie mojej kandydatury, a potem będę przekonywał kolegów i koleżanki z zarządu krajowego, że warto na mnie postawić.

A nie na Schetynę. Rozumiem, że pan go na listy nie wpisze?

Przeciwnie. Jeśli zostanie zgłoszony przez własne koło, to zostanie przez radę regionalną zaproponowany jako kandydat do europarlamentu. Ale kolejność na liście ustali zarząd krajowy. Ja będę się starał być numerem jeden. Mam za sobą argumenty. Zarówno doświadczenie w Brukseli, jak i wyniki wyborcze. Zdobyłem ponad 160 tys. głosów w ostatnich wyborach. To był piąty wynik w kraju, a trzeci w Platformie.

A może były marszałek Sejmu, który pełnił przez chwilę obowiązki prezydenta i ma w tej chwili lepsze oceny niż Donald Tusk, mógłby zrobić lepszy wynik?

Równie dobrze przy swoim dorobku i rozpoznawalności może to zrobić z drugiego lub trzeciego miejsca na liście.

Czy pan już rozmawiał z premierem na temat tego, że chce pan być numer jeden w tych wyborach?

Wyraziłem zainteresowanie. Premier się uśmiechnął i powiedział, że nie ja jedyny…

Rzeczywiście niejedyny. Co z byłymi ministrami? Michał Boni, Barbara Kudrycka i Jacek Rostowski będą kandydować, czy nie? Pan to wie jako szef kampanii?

Jeśli premier mnie zapyta o opinię, odpowiem jednoznacznie, że powinni.

Jednak raczej trudno sobie wyobrazić, że Michał Boni będzie lokomotywą wyborczą i jedynką na liście?

Rozmawiałem z ministrem Bonim. Nie aspiruje do roli jedynki. Chce kandydować do europarlamentu, nawet jeśli miałoby być to miejsce numer dwa.

Ile mandatów mniej weźmiecie w tych wyborach?

Wynik w 2009 r. był wyjątkowo dobry, dlatego że do parlamentu dostały się tylko cztery partie z Polski. Dziś należy przyjąć, że będzie ich więcej.
Zakładam, że maksimum pięć mandatów może pójść do mniejszych partii kosztem PO.

Jaki ma pan pomysł na tę kampanię?

Nie ulega wątpliwości, że Platforma ma wyśmienity europejski dorobek: wybór Jerzego Buzka na przewodniczącego EP, wynegocjowanie największego budżetu na inwestycje, ponad 400 mld zł.

O rany, kolejna kampania z miliardami unijnymi w roli głównej? Nuda.

A za co cenić polityków, jak nie za skuteczność w ściąganiu inwestycji, tworzeniu nowych miejsc pracy? Jeśli nie to, to co? Posłanka Pawłowicz, która mówi o fladze europejskiej, że jest brudną szmatą, czy posłanka Kempa, która chce walczyć z gender? Wybór będzie należał do Polaków.

Dlaczego premier nie chce być szefem Komisji Europejskiej?

Deklaracja, którą złożył, jest dowodem odpowiedzialności za rządzenie Polską. Wierzę jednak, że po wyborach parlamentarnych kandydatura polskiego premiera wróci.

W 2015 r. Tusk do Brukseli?

Może wcześniej. Czas na podejmowanie decyzji będzie po wyborach do europarlamentu.

Tyle że premier podczas ostatniego zarządu partii mówił, że się tam nie wybiera i zamierza walczyć o zupełnie inne rzeczy: komisarza ds. energetyki albo gospodarki.

To prawda, wszystkie funkcje są ważne, ale teka szefa Komisji Europejskiej jest primus inter pares. Jeśli przywódcy największych państw zwrócą się z prośbą o objęcie funkcji szefa KE, będzie miał dylemat do rozstrzygnięcia. Los Polski zależy od losu Europy. To będzie trudna decyzja. Do rozstrzygnięcia za pół roku.

Czyli ta sprawa nie jest zamknięta?

Mam nadzieję, że nie, bo rozumiejąc powody, dla których premier czuje się zobowiązany dokończyć swoją misję w fotelu polskiego szefa rządu, rozumiem też, jak ważny byłby kompetentny Polak na czele Komisji Europejskiej. Będę go do tego namawiał.

Nie wierzę, że premier byłby gotów porzucić fotel szefa rządu i znakomicie funkcjonujące przedsiębiorstwo, czyli partię. Kto byłby jej szefem i kto mógłby zostać premierem?

Cierpliwości.